V ROZDZIAŁ NA ZAWSZE DO WIDZENIA
#
-
Be- eeert! – Nawet nie przypuszczałam,
że potrafię donośnie krzyczeć. Moc, która kumulowała się we mnie od rana
wreszcie znalazła ujście. Dziś po raz pierwszy przebiegłam 16 km. O dwunastej
godzinie moje zmęczenie przybierało monstrualne rozmiary i jedyne czego
pragnęłam, to położyć się wreszcie do łóżka. Wbrew moim oczekiwaniom świat
ustawił się na nie i działał przeciwko mnie. W dodatku, oprócz całego świata
doświadczałam skutków zbuntowanej materii, która robiła wszystko, co w jej
mocy, aby doprowadzić mnie do szewskiej pasji… Tylko spokojnie, nigdy nie byłam
szewcem, nawet pić nie potrafię jak szewc, bo drugiego dnia rzygałabym, jak
kot, nie będąc nim. To tylko jedno z wielu powiedzonek z księgi przysłów mojej
mamy. Korki wyskoczyły właśnie po raz szósty, a nie pragnęłam niczego mocniej,
jak zrobić ten pieruński obiad i położyć się spać.
Sytuacja
wskazywała na ciągle rozwijającą się, bo te w niebieskim kolorze nie miały
zamiaru zostać tam, gdzie je wcisnęłam. Obiadu kurwa nie będzie – klęłam pod
nosem.
Przychodzą
takie momenty w życiu człowieka, że człowiek myśli. Wbrew obiegowej opinii
proces ten należy do tych z rzędu bardziej skomplikowanych. Dopadło mnie. Wszystko
wyglądało tak, jakby ten cholerny Niemiec klątwę na mnie rzucił. Wczoraj
zrobiłam mu dym o pieniądze za pierwszego maja. Za trzeciego już nie
wrzeszczałam, bo to święto Polaków, a co tutaj kryć, Niemcy mają w dupie naszą
Konstytucje i nie mają zamiaru płacić premii, ale za święto Pracy nie miałam zamiaru mu popuścić i tak długo mu
tłumaczyłam, że ma sobie wyobrazić, że w delegacji jestem, że wreszcie
zadziałało i chyba poszedł w to, bo trzęsącymi rękoma rzucił mi na stół 50
Euro. Jak zatrzasnęłam drzwi, to słyszałam jak mamrotał do siebie, że wyciągam
wszystkie pieniądze od niego. Założę się, że poszedł, jak Jarząbek, do tej
swojej szafy i naskarżył na mnie Panu Bogu. Klątwę francol na mnie rzucił to
głodny pozostanie i basta. Wyszłam jeszcze raz na taras, żeby dokładnie
określić miejsce w którym go zastanę. Mogłam przypuszczać : Ja tu walczę z tą
cholerna materią, a on tam plotkuje z wytatuowanym sąsiadem. Obiadu gronie
dzisiaj nie zjesz! – Krzyknęłam w przestrzeń domu, w którym na dole spała Rita.
Nie lubiłam ich obu, ale jego mocniej.
Nie trzeba lubić matki, ale szklankę wody to wypada jej podać, chociaż raz
dzień. Bert tego nie stosował. Gdyby mnie tutaj nie było, to by po trzech
dniach sobie przypomniał, że matka jeszcze żyje i nie piła, więc może
ostatecznie zmoczył by jej usta ręcznikiem.
Zresztą
sama nie wiem, czy byłby w stanie to zrobić…
-
Beert!- Wydarłam się ponownie, jeszcze głośniej niż przed chwilą, bo przed
okresem to tak mam, że krzyczę głośniej niż na co dzień.
No
i wtedy odnotowałam plus. W szkole uczyli, że dwa minusy składają się idealnie
na plus, więc wyszedł ptaszek w statystyce i Bert obrócił się w moją stronę,
machając tymi przydługimi wiatrakami, które tworzyły jego ręce, dając mi tym
samym sygnały, że najlepiej by było, abym przestała krzyczeć i schowała się do
tej szafy, do której tak często przemawia, jak się na mnie wkurwi. Gdy tak się
w niego wpatrywałam, to nic innego nie chodziło mi po głowie, jak mord.
Zabiłabym dziada bez jednego przystanku, za egoizm, za brak empatii do Rity i
za to cholerne skąpstwo, że jej wody żałowała, a mi pieniędzy.
Zastrzeliłabym,
że obciążał mnie tym swoim nieprzystosowaniem, ale nadal giwery nie miałam pod
ręką. Na palcach u ręki liczyłam dni dzielące mnie od kolejnego okresu. Alibi
się znalazło. Jak go zabiję dzisiaj to powiem niemieckim sędziom, że byłam
przed okresem, a że jestem w grupie ryzyka osób objętych napadami szału z
tytułu PMS, to może przy odrobinie
szczęścia wypuszczą mnie na Wigilię do domu – nie istotne na którą i tak nie
lubię świąt.
Poniekąd
niemiecki systemu więziennictwa mnie przerażał. To uratowało dupę Berta.
-
Beert!!!!- On nadal nie miał zamiary przyjść do domu. Zdałam sobie sprawę, iż
krzyknęłam tak głośno, że z pewnością Merkel przerwała obrady plenarnego
zebrania SPD. Zupełnie zapomniałam z tego wkurwienia, że obiecałam sobie na
niego nie krzyczeć. Od czasu, gdy schował się przede mną w łazience, bo
zapomniał opróżnić zmywarki minęło czternaście dni. Wytrzymałam i tak dość
długo…
Patrzyłam
na te cholerne korki i na Berta, który kierował się do domu. Zawiesiłam się na
jego życiu, na opowiadaniach, które przekazywały mi pielęgniarki o tej matce,
która goniła za nim po całym domu z laską, przed którą zamykał się w łazience,
o jej złości i agresji. Patrzyłam na
tego faceta, który nieśpiesznie kierował się w kierunku zamieszkania. Wkręci mi
te korki, podam tan obiad i pójdę na górę spać… Wykonywałam tylko swoją pracę…
Nie powinny mnie interesować wiążące ich emocje… Raz się tylko zemściłam na
Ricie. To było zaraz po tym, gdy opluła okna jajecznicą, którą przyniosłam jej
na kolację. Nie wiem, czy ktokolwiek zachowałby spokój. Ja zachowałam tylko na
okoliczność wieczoru. O czwartej rano zawsze do niej zaglądam na krótko przed
bieganiem i sprawdzam, czy żyje, czy oddycha i czy wszystko z nią w porządku ?
Podnosząc roletę usłyszałam, że pyta tonem pełnym przerażenia, kim jestem. To
wtedy mnie naszło. To głupie, bo wstydzę się tego nadal, ale nie lubiłam tej
baby od zarania. Stanęłam nad jej łóżkiem i głosem diabła wyszeptałam :
-
To ja zmora z piętra wyżej. – To była tak minimalistyczna wersja mojej zemsty,
za stres, którego nie znoszę.
Po
tych słowach wychodzę. To dziwne, ale odczuwam satysfakcję. Czasami tak mam, że
zachowuję się jak kat psychiczny, ale nie potrafię nim pozostać na dłuższą
metę.
Francą
jednak powinnam pozostać. To mogłoby mnie chronić…
Dzisiaj
nie wytrzymuję. Wrzeszczę na Berta. Jestem taka zmęczona, że zastanawiam się,
czy
czasem, za małą sekundę nie upadnę i nie zacznę udawać dywanu, którego Bert się
przez te długie lata nie dorobił. Gdy tak go punktuję moim wrzaskiem, dzieje
się coś, czego absolutnie się nie spodziewałam. Bert patrzy na mnie, na moją
wylewającą się frustrację, słucha krótko moich krzyków i… Przerywa mi solidnie brzmiącym,
niemieckim zwrotem:
-
Ruhe! – Słyszę, że krzyknął, ale nadal nie wierzę, że to on. To dziwne, ale w
tym zaskoczeniu nie czuję zmęczenia. Spoglądam na niego i zdaję sobie sprawę,
że muszę głupio wyglądać, taka wyciszona i zszokowana. Chyba to zauważa. Jest
tak zaskoczony, jak ja.
Przypomina
mi się to, gdy wreszcie leżę w łóżku i próbuję oddać się popołudniowej drzemce.
Wariatka jestem, bo na to wspomnienie uśmiecham się sama do siebie.
Wtedy
to słyszę. To charczenie z dołu przypomina odgłos traktora, który nie może
ruszyć na oparach. Jest co raz głośniejsze. Zrywam się z łóżka i biegnę na dół.
Rita jest sina. Dociskam przycisk, który automatycznie podnosi część łóżka, na
którym spoczywa jej głowa.
Ona
nadal kaszle. Po kilku minutach pojawia się w drzwiach Bert. Wciskam w jego
ręce słuchawkę od stacjonarnego telefonu i informuję go, że ma dzwonić na
pogotowie.
Słyszę,
że dzwoni, ale chuj wie gdzie. Ona umiera. Widzę to. Ściska mnie mocno za dłoń,
mocniej niż zwykle i patrzy z takim lękiem. Przypomina mi się agonia Erny.
Wiem, że Rita odchodzi. Słyszę, jak szepta pomiędzy jednym charczeniem, a
kolejnym :
-
Ich habe angst –
Uspokajam
ją. Mówię, że ma z Bogiem w myślach porozmawiać. Pytam, czy go zna, bo jak zna,
to będzie im obojgu łatwiej. Za sobą słyszę głos Berta. Zdaję sobie sprawę, że
matka umrze, zanim on wezwie karetkę. Wybieram szybko numer telefonu na swojej
komórce do jego Brata, chyba krzyczę, bo Bert przerywa rozmowę :
-
Dzwoń szybko po karetkę, matka ci umiera! Powiedz, że mają natychmiast
przyjechać!-
-
Gdzie ty Bert dzwoniłeś ???-
-
Do przychodni – Nie wiem dlaczego tam, ale już nie pytam. Dostrzegam cewnik. Jest
wypełniony bordową krwią : 1200 mll krwi. Ona chwyta mnie ponownie za rękę.
-
Boje się – Charczy i patrzy tym swoim spojrzeniem przerażonego jamnika, który
rozumie, że mu zaraz ostatnie jajka odstrzelą na polowaniu.
-
Boję się umierać- Po jej słowach, zaczynam się modlić. Ściskam jej dłoń i
odmawiam Koronkę do Jezusa, aby ją przyjął. Przecież Rita ma 98 lat. Wygląda na
to, że niebo o niej zapomniało, a teraz Bóg przypomniał sobie o jej istnieniu i
przywoływał ją do siebie.
Chwytam
dłoń Berta i kładę ją na ręce jego matki:
-
Głaszcz ją i przemawiaj do niej. Po prostu bądź z nią, bo może to wasz ostatni czas-
Wychodzę
na chwilę na ulicę skąd słyszę sygnał karetki. Otwieram szeroko drzwi, aby
przeszli bez szwanku z noszami i patrzę na tę parę : Matkę i syna … Zastanawiam
się co jest ze mną nie tak ? Dlaczego właśnie wtedy, kiedy ja mam wartę ona
umiera???
Wszystko
to, co się dzieje w moim otoczeniu zaczyna być dla mnie co raz bardziej zawiłe,
mniej zrozumiałe. To chyba wtedy formułuję swoje zapytanie do Boga, że w
gruncie rzeczy mógł wybrać na to stanowisko kogoś innego. Dlaczego Boże znowu
ja ????
Odrywam
się od przemyśleń. Rita charczy co raz głośniej.
Cholera,
widzę że umiera. Niby, przywykłam do śmierci…
Po
raz pierwszy dostrzegam w oczach umierającego tyle strachu. Robi mi się jej
poniekąd żal. Moja głowa automatycznie filtruje wspomnienia. Pamiętam, że Gieoś
umierał szybko. Jego żona – Erna, odeszła z pogodzeniem. Nawet tego chciała.
Odczuwała zmęczenie życiem. Wspominała,
że o tym na kilka dni przed śmiercią. Natomiast Lottę porwało z zaskoczenia.
Atak serca na łóżku. Nigdy nie zapomnę tej reanimacji. Jej mąż Henry odszedł
dwa miesiące po niej. Czuł zmęczenie. Usnął i się już nie obudził. Podprogowo dotarło do mnie,
iż
przeprowadziłam na drugą stronę tylu Niemców, a prezydent polski nadal nie
wręczył mi orderu. Nie, w tamtej chwili nie było mi do śmiechu. Dynamika, z
jaką rozwijała się akcja na moich oczach była dla mnie zaskakująca. Nawet nie wiem kiedy pojawiła się karetka. Odnotowali na tych swoich aparatach
zatrzymanie akcji serca u Rity. Obserwowałam ze spokojem, jak ją reanimowali. Byłam
wtedy w dziwnym transie. Czułam, że Rita przeżyje. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, przypomniałam
sobie, że od dłuższego czasu nie oddycham. Zrobiłam to chyba ze strachu, że
odejdę przed nią, a nie miałam przecież nawet dziewięćdziesiątki. Chyba ze
strachu łapie oddech. Po chwili wszystkimi zdrowymi zmysłami, jakie posiadam,
wyłapuję ciszę. Dopiero wtedy ogarniam ten Armagedon.
Na
pościeli dostrzegam sporych rozmiarów plamy. To krew. Czuję się, jak w kadrze
horroru. Sanitariusze działają bardzo szybko. Zabierają Ritę na nosze i wywożą.
Dopiero
teraz w drzwiach dostrzegam sylwetkę Gerarda.
Nie mam pojęcia ile tam stał. Zmęczenie zaczyna mną mocno potrząsać. Przypomina
mi, że w gruncie rzeczy powinnam spać w swoim łóżku. Dopomina się hurtowo
odpoczynku.
Automatycznie
zwijam pościel, którą wrzucam do pralki. Lustruję ostatni raz pokój Rity. Pozostaje
w nim przetrzeć podłogi klejące się od
krwi. Nie wchodzę do braci.
Potrzebuję
teraz siebie dla siebie, bo w tym kieracie, zginęła mi gdzieś wredna Agata. Próbuję
ją odnaleźć, aby przeżyć. Robię to, siedząc na ławce przed domem. Wracam
myślami do beztroskich lat. Ten system działa. Czuję jak ulegam resetowi i
powoli powracam do siebie. Majowe wieczory niosą w sobie jakiś potężny ładunek
magii. Ulegam jej bezwarunkowo.
W
takim momencie słyszę odgłos sms – a. Jestem poniekąd zła.
„Puk
… Puk … Przepraszam …”
Przeistaczałam
się z Oazy Spokoju w pieprzonego Kamikadze. Czytałam dalej.
„
Nie potrafię przestać myśleć o Tobie. To już nie to, że przeglądam zdjęcia.
Co
się dzieje, że Cię dzisiaj nie ma ? Zniknęłaś zbyt szybko. ”
„ Paweł nie mam głowy do twojego pisania. Nie
wkręcaj mnie w te swoje emocje, bo Cię dzisiaj pogryzę na odległość. ”
„
Lubię taką namiętność „
Padalec,
pomyślałam tylko bez cienia życzliwości. Bolało mnie dzisiaj nawet myślenie…
„
Miałam ciężki dzień. Kobieta mi prawie umarła”
„
Przepraszam, nawet nie zapytałem, czym się zajmujesz… Jest mi bardzo przykro.
Nie
było wcześniejszej wiadomości. Przepraszam. Jak mogę Ci pomóc ? ”
Zalewał
mnie spokój. Nie przypuszczałam, że tak można, tak po prostu, nie było tamtej
Agaty. Stawałam się ponownie tą pieprzoną Oazą Spokoju z granatem pod poduszką …
o ludu ile emocji... aż ciary przechodzą w tym fragmencie o reanimacji...
OdpowiedzUsuńZobacz , jaki strach przed nieznanym, przed podróżąmiała kobieta..
OdpowiedzUsuńJa też przed każdą podróżą z toalety nie wychodzę
Boję się... boję się, że mi paliwa nie starczy...
nikt nigdy nie wie co go czeka na rogiem. Taka prawda
UsuńOstatnia podróz może być pierwszą , w nieznane
UsuńJaka Ty jesteś dzielna. Raz może dałabym radę, ale tyle razy...
OdpowiedzUsuńDalabyś radę
OdpowiedzUsuńOrder ciągle czeka🥰 od prezydenta rzecz jasna.
Czasami sobie myśle, ze między porodem a śmiercią nie ma różnicy
I tu i tu lecisz w nieznane
Nie pamiętamy lęku z porodu, bo trudno to spamiętać, ale przecisnąć się przez ciemną dolinę tez graniczy z hardcoerem, nie uważasz?
I tu i tu lecisz w nieznane - świetnie ujęte
UsuńZ jednej strony Cię witają, z drugiej żegnają...
UsuńI po drugiej stronie też pewnie wiwatują, czerwony dywan rozwijają, ze nareszcie, że ile można czekać
Niesamowity rozdział, tyle emocji. Czytałam z zapartym tchem. Niektóre fragmenty aż mnie przerażały, jestem bardzo podatna na takie emocje i zawsze wkręcam się w to co czytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ♡
Bardzo mi miło to czytać
UsuńEmocje egoistycznie towarzyszą tylko przy porodzie , a śmierci smutno się robi
Nerwy czasem ciężko trzymać na wodzy
OdpowiedzUsuńNerwy i niezrozumienie...
OdpowiedzUsuńTo powoduje bezradność a co za tym potęguje nerwy
UsuńW umieraniu nie wolno się śpieszyć, ani też opóźniać.
UsuńTo taki system pracy, ktory w każdej sekundzie przypomina, jak trudno być człowiekiem.
Masz rację Venus , bezradność potęguje nerwy
Wciągnęłam się w ten fragment! Kolejny raz wzbudzasz w czytelniku emocje. ;)
OdpowiedzUsuńTo po raz kolejny liczę na Ciebie
OdpowiedzUsuńI dziękuję, że udało mi się Ciebie poruszyć
Mocne.
OdpowiedzUsuńChciałabym aby cała ta powieść była tak mocna...
OdpowiedzUsuńPobożne zyczenie❤
Wow, ile tu się emocji wylewa.
OdpowiedzUsuńNarodziny i śmierć to wejście i wyjście na nową arenę
UsuńEmocje zawsze towarzyszą nowemu
Strasznie dużo emocji...
OdpowiedzUsuńAż mnie ciary przechodzą gdy czytam i zaczynam myśleć do czego może doprowadzić tłumiona złość...
Pozdrawiam
Lili , tłumiona złość,?
UsuńChcialam przekazać niemoc...
O matko! Wpis jak kryminał.
OdpowiedzUsuńŻycie to doskonaly scenariysz na kryminał❤❤❤
OdpowiedzUsuńUwielbiam Misia. :) Fajny tekst!
OdpowiedzUsuńDziękuję , to tylko wstęp....
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam biografię Barei, o Misiu będzie trochę więcej
Niesamowity rozdział i bardzo trzymający w napięciu. Szczególnie ten fragment o reanimacji.
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytałabym Twoją książkę, bo masz niesamowity styl.
Klara będę o Tobie pamiętać...
OdpowiedzUsuńOprocz stylu łaczy nas miłość do kotów i książek❤
Nie dziwię Ci się, że czasem wybuchasz. Człowiek nie jest w stanie tyle znieść. A tekst świetny, tyle emocji ukazujesz.
OdpowiedzUsuńNie potrafię do dzisiaj pojąć, jak można matce szklanki wody rano nie podać
UsuńCo za emocje :D Świetnie piszesz jak człowiek czyta to czuję wszystkie te uczucia jakie Tobą targały w danej sytuacji którą opisujesz :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tyle milych słów
OdpowiedzUsuńCiesze sie ogromnie, że Ci się podobało ❤❤
Niestety to nie byl moj najlepszy dzien. Mielem trudna rozmowe z klientem, pozniej "zlapalem kapcia" w samochodzie, zapomnialem kluczy od domu, a na koniec dnia moj tutejszy wpis nie zarejestrowal sie i musze to zrobic ponownie :)
OdpowiedzUsuńA wiec od poczatku. Asienka poprosilas mnie o szczera wypowiedz, bez cukrowania, i tak naprawde nie mam sie do czego przyczepic. Lubie od zawsze Cie czytac i nie znalazlem tutaj niczego razacego w oczy czytelnika. No moze kilka wpisow wczesniej bylo takie "babskie" pisanie. Ale zapewne u mnie bys znalazla "chlopskie " pisanie, wiec to bez znaczenia. Akcja trzyma w napieciu i czyta sie to na jednym wdechu. Mysle, ze najpowazniejsza rzecza do ktorej moge sie przyczepic, to dlaczego wszystko ujawniasz na blogu? Moze warto czytelnika przytrzymac pod murem niepewnosci i domyslow? Kiedys Walter Chelstowski dal mi rade odnosnie moich audycji. Ja podniecony dobra sluchalnoscia chcialem robic kolejne i kolejne aby zasypac ludzi i dac im jak najwiecej. Jednak on powiedzial tak: "...sluchacza musisz zostawic na glodzie, by sam domagal sie wiecej..." I tego przekazu trzymam sie do dzis. Podumowujac- kocham czytac na papierze i nic tego nie zastapi. Wiec czekam na Twoja ksiazke i mam nadzieje, ze zaslucylem na egzemplarz nr1. Pozdrawiam serdecznie, staly czytelnik.
Pan Nikt
Witaj Sowo😉
OdpowiedzUsuńCzasami dopada człowieka takie gówniane zestawienie zdarzeń, że trudno się pozbierac.
Na pocieszenie tylko napiszę:
Ciesz się, ze nie trafileś na płatną A 2 i na 50 km przed bramką samochód Ci nie stanął jak stary zegarek z komunii🤣🤣🤣bo mu paliwa nie dolałeś
Moi najlepsi , kiedy wyjeżdżam są w gotowości, bo ze mną i z bakiem , to nigdy nic nie wiadomo.
Kocham❤❤❤ich za tą przewidywalność ❤❤❤
Doszlo do tego, że wmówiłam sobie i wszystkim, ze mam bak dziurawy....
No niemożliwe???
Ale dlaczego ??
U mnie wszystko jest możliwe
Zastanawiałam się , czy aby nie jest dziurawy...
Chyba jednak jest...
Co do powieści... Spokojnie...
To tylko preludium i to w skromnym zarysie...
Wydarzy się tu życie...
Wiesz ocieram się o ludzi ktorzy wstają, sikają , kawe piją , idą do pracy. Tam się męczą, bo szef to kutas, kolega padalec, sekretarka daje wybranym i frustracja rośnie jak grzyb na Hiroszimą...
Jest buum i ...
Żyć tak, jakby się było trupem to najgorsza z klątw, jaka może dotknąć żyjącego. On się budzi a tu twardo pod tyłkiem, różaniec między palcami się przesuwa, a on sam sztywny ..
Żył jak trup, umarł jakby kiedyś żył, a przecież nigdy nie żył, chociaż chciał i mu się tak wydawało....
Cyrk z tym umieraniem za życia ..
Same małpy na arenie
Zauważyłeś to też Arturo???
Sztuką jest żyć teraz i nie umierać, nawet jeżeli wszyscy uwierzom , że umarłeś, to Ty będziesz robił swoje w przestrzeni kosmicznej projekcji życia po życiu
....
Dużo emocji ❤
OdpowiedzUsuńTak się jakoś poskładały i poparowały
UsuńWow ile energii w tym poście. Jestem ciekawa czasami co siedzi w Twojej głowie :D
OdpowiedzUsuńOj nie, nie Beatrycze...
UsuńZaprawdę lepiej nie wiedzieć...
Nie mogłabym wykonywać takiej pracy. Nie dałabym rady. Jestem wdzięczna ludziom, którzy mogą. Mam dwa pytania:
OdpowiedzUsuńCo to znaczy Anst?
I co znaczy, że Marga była bliźniakiem? W sensie rodzenstwa czy znaku zodiaku i co to ma do kochania życia?
Już myślałam, że mi się literówka przypałętała
OdpowiedzUsuńANGST
LĘK , STRACH
Ich habe Angst
Boję się
Swoją drogą jak zawsze mnie przerażasz spostrzegawczością
😊🙃
Co do bliźniaka, to rzecz się rozchodzi o zodiakalne cechy charakteru
Bo bliźniaki namiętnie kochają życie i jego smak
Akurat poważnie pytałam, bo nie znam niemieckiego. Ich habe Angst. Muszę zapamiętać. Bliźniaki zodiakalne, powiadasz. Nie wierzę (i nie znam się) na horoskopach, ale Bliźniaki to mój Tomek i moja Oliwia. :) Więc jakby przewaga w rodzinie i warto wiedzieć. :)
UsuńTo masz bogactwo temperamentu w rodzinie ...
UsuńBliźniaki to podobno artyści, kochający calym sercem, oddane w przyjaźni i w miłości, mówiące wprost, a czasem to boli.
To już wiem dlaczego Tomek tak długo tę toaletę szykuje
To będzie archtokteniczny misz- masz
Olitario obyście nie musialy sikac w pomalowane akwarelą słoiki🤣🤣🤣
Faktycznie mocne... Też czułam ciarki jak to czytałam. Podobał mi się też Twój film. Masz rację- powinniśmy umieć cieszyć się chwilą, drobiazgami. Tak często o tym zapominamy...
OdpowiedzUsuńZapominamy też, że nigdy dwa razy nie pojawia się szansa na bycie tak po prostu dobrym człowiekiem
OdpowiedzUsuńDziękuję