NA ZAWSZE DO WIDZENIA
# Za życia Marcina egzystowaliśmy wspólnie niczym Thelma i Louis. Tak też o sobie mówiliśmy w szczytowym punkcie rozbawienia, albo w momentach, kiedy musieliśmy się rozstać. To było najtrudniejsze w naszym wspólnym :” Być Razem”, chyba nawet dla mnie bardziej, niż dla Marcina, który pracował z bandom facetów, tak szalonych, jak on sam. Jednak kiedy decydowaliśmy się na wspólne bycie gdziekolwiek, zawsze był ogień. Razem wtedy podróżowaliśmy, odwiedzaliśmy pobliskie restauracje, aby się spotkać z jego bandą kompanów. Pamiętam, że nawet mięsne i warsztaty samochodowe nawiedzaliśmy w kupie, raczej rzadko w pojedynkę. W chwilach kiedy, no dobra zazwyczaj to dotyczyło mojej osoby, jedno z nas zmuszone było pozostać za granicą, to drugie, zawsze był nim Marcin, potrafiło przemierzyć całe Niemcy, aby nie czuć samotności chociażby w takie w święta. Jechaliśmy do siebie z jednego końca tego kraju na drugi, aby pobyć ze sobą chociaż te dwa tygodnie. Nawaliłam. Z tym piętne...