SPEED

Liście szeleściły dociskane podeszwą sportowego obuwia. Biała podeszwa dawno straciła blask gali. Brzozy szumiały złowrogo poddając się naciskom wiatru. Poranek tonął w półmroku listopadowego poranka. Odczuwałam przygniatającą niemoc. Powietrza wydawało mi się zbyt mało. Jeszcze tylko kilka kilometrów. Z daleka dostrzegłam postacie. Trójka mężczyzn obcinająca konary, wyglądała, tak, jakby na mnie czekała. - A pani to nie za gorąco w tej koszulce na krótki rękawek?- Odwróciłam głowę za całkiem przyjemnym głosem trzydziestoletniego blondyna z piłą tartaczną w dłoni. - Pobiegałby pan i od razu cieplej by się zrobiło! - Wypaliłam, nie przewidując konsekwencji. Długie nogi mężczyzny w mgnieniu oka pokonały, dzielącą nas odległość. Odgłos piły tartacznej stawał się co raz bardziej nieprzyjemny. Za sobą czułam przerażający powiew załączonej piły. Oprócz niego - własnypot... Śmierdziałam strachem. Mężczyzna zacisnął umięśnioną dłoń na moim karku, nie wy...