MÓJ PRYWATNY ĆPUN


Próbował. Za każdym razem, od nowa. Spadał na dno, wściekał się, powracał do siebie, do Agaty i dzieci i bum. Powracał do narkotyków. Chwilowo nawet odczuwał tę pieprzoną ulgę. To trwało zbyt krótko.
Depresja ciągnęła się jak sraczka i ten strach… Matko, jak on się bał… Naprawdę chciał, jak najlepiej. Zdrada Agaty tkwiła w nim, jak zadra. Przychodził taki moment, że zapominał i nagle strzał.
Nie taki zwykły plaskacz, a potężny cios znienacka. Miało to miejsce najczęściej wtedy, gdy chciał wszystko zamienić. Wszystko, jak na złość zamieniało się ruinę. Jego marzenia sypały się, jak domek z kart. Cierpiał patrząc na dzieciaki, które widywał co raz rzadziej. Uciekał od Agaty. Kończyło się na tym, że uciekał od dzieci. Agata spotykała się z kolejnymi kolesiami, a on ćpał. Kurwa i ćpun – pomyślał o sobie i o niej w przypływie złości. W takie wieczory, jak ten, wył niczym kojot w samotności. Tęsknił za nimi, bo były wszystkim co miał. W dodatku tak bardzo nienawidził Świąt Bożego Narodzenia. Kojarzyły mu się z samotnością. Od lat nikt nie zapraszał go na Wigilię. Marysia spędzała Święta w Niemczech, przy opiece od wielu lat. Wychodziła z założenia, że ich wychowała, to już nic nie musi. On tymczasem potrzebował jej mocniej niż zwykle. Jacek miał córkę z Zuzą. Oni znikali do jej rodziców. Pozostał w pustce.
Nawet Atos przerażony tą pustką zimową zamilkł onieśmielony.
Nie ujedzie już tak dalej, nie ujedzie!!! Ponownie spadał w najgłębszą otchłań swojego nastroju. Prosił Agatę, żeby pozwoliła mu przygotować dzieciom Wigilię, to wyjechała. Wiadomo dokąd. Do matki.
Ona w przeciwieństwie do niego miała rodzinę ...
Pukał do drzwi, skrobał. Nie chciała z nim rozmawiać. To dziwne, bo w taką noc, to podobno, nawet suki ujadają ludzkim głosem. Spanie przynosiło chwilowe zapomnienie. Tylko, że on nie mógł spać. Zresztą trudno się dziwić. Po takiej dawce mefedronu, jaką sobie zaaplikował, nie da się nawet o tym marzyć…
Myśli biegały w jego głowie, jak oszalałe. Biegały jedna za drugą, jak białe myszki naszprycowane specyfikiem... Jeszcze jeden drink na osłabienie, żeby tak nie dociskały, żeby nie buszowały w jego głowie, nie budowały tych cholernych wspomnień. Od trzech miesięcy pracował w Niemczech. Otrzymał wolne,
a w prezencie od Boga dostał samotne święta. Wódka pomagała mu usnąć.
Od dawna tak twardo nie zapadał się w letarg…
Po przebudzeniu się nie miał pojęcia, czy jest już noc, czy dopiero… Odliczał dni na palcach zesztywniałej dłoni, na których spoczywała twarda głowa. Wychodziło na to, że święta miał już za sobą.
Spał chyba całą wieczność. Rozglądał się za zegarkiem. Nie miał pojęcia, która to może być godzina. Dobrze, że odezwał się dzwonek telefonu, bo pewnie długo by trwało, zanim by go zidentyfikował..
Musiał wstać. Od stołu dzieliła go nieduża przestrzeń, a jednak zmuszony był ją pokonać.
Nawet się ucieszył. Usta chyba ustawiły mu się w coś na kształt grymasu, gdy zobaczył na wyświetlaczu uśmiechniętą gębę Artura.
- Stary dzisiaj mamy Sylwestra, zapomniałeś ??? Zaraz przyjeżdżam do ciebie-
- Pamiętam wszystko i to, że nie mam na imię Sylwester również, coś ci się Arturek pomyliło –
Próbował żartować. Wychodziło nietęgo. Jego nastrój nadal tkwił w czarnej dupie. Odkładał telefon na stół. Samotność była taka ciężka. Nie dawał rady już jej dźwigać.
Napisze do niej, może chociaż tym razem odpowie mu w kilku zdaniach...
" Kinga, gdzie jesteś ? Mogłabyś się odezwać… Zrób to chociaż teraz…
Nigdy nie przestanę Cię kochać, nawet gdy zejdę, będę przy Tobie "
Ostatnie zdanie, które napisał, zabrzmiało jak groźba.
Wydawało mu się to nawet zabawne, ale nie potrafił teraz się śmiać.
Dochodziła dwudziesta druga. Nie przepadał za nocami. Bez alkoholu pozostawały bezsenne.
Obserwował bałagan, którego nie potrafił ogarnąć. Zbyt dużo tych szklanek, jak na takie małe pomieszczenia. Pomiędzy nimi stałą pusta butelka i ścieżki, sporo białych dróżek…
Brał… Bał się, panicznie bał się nocy. W ich ciszy słyszał tego chuja, jego szelest słów bez nich, oddech, który wydawał mu się zbyt zimny, jak na diabła. Przychodził do niego, zaraz po tym, gdy próbował usnąć. Nawet tam wdzierał się nieproszony. Bał się. Ze strachu grał przez całą noc. Dopiero rano zasypiał zmęczony z głową wspartą na łóżku, siedząc na dywanie. Tak było najlepiej. Zaczął śnić i wtedy wyczuł tak silny uchwyt na ramieniu, że przerażony się przebudził. Każdego mógł się spodziewać, ale nie jej.
Stała nad nim, z tym swoim szyderczym uśmiechem i wściekłością wypisaną na twarz.
Kiwała się nad nim w białej koszuli nocnej, z haftowanymi przy szyi różyczkami i długim warkoczem z siwymi nitkami włosów. Do twarzy miała przylepiony swój sarkastyczny uśmiech. Odziedziczyli go po nim wszyscy troje: Jacuś, Alinka i on. Skrzeczała mu w ucho, ty starym znajomym głosem,
który Marysia po nie odziedziczyła
- Wstań gamoniu i wyłącz czajnik, bo zaraz się spali!! - Wystraszył się, bo wyglądała tak, jakby chciała mu przez łeb ścierą przyłożyć, ale zapomniała jej z kuchni zabrać, więc zastygła z ręką powietrzu.
Wtedy poczuł ten swąd wydobywający się z kuchni, a zaraz za nim dym, który wdzierał sszparą w niedomkniętych drzwiach. Czajnik spłonął. Nie zdążył. Kuchnia długo tonęła w totalnym smrodzie, który w szybkim tempie roznosił się po całym domu. Otwierał okno i wtedy przypomniał sobie o babci Stasi. Zniknęła, jakby z tym dymem wydostała się na zewnątrz. Rozglądał się po kuchni… Poszła spać, czy jak???
Jaka kurwa babcia Stasia ??? Przecież ona nie żyła od ponad dwudziestu lat!!!!
Co, to było?? Kto go obudził??? Bał się tak bardzo, że nie nadążał w pogoni za własnymi nogami. Nie pamięta, kiedy ostatnio tak się cieszył na widok łóżka i kołdry. Schował się pod nim tak dokładnie, jakby spodziewał się nalotu i to, czym właśnie nakrył głowę, miało go przed nim chronić.
Trząsł się ze strachu pod nim, może troszkę z zimna, ale tylko troszkę. Mógłby zasnąć, aby zapomnieć. Wiedział, przeczuwał dokładnie, że zaraz przyjdzie… Kiedy go usłyszał syk, to nie miał pojęcia, czy na to właśnie czekał. Odgłos zatoczył kręgi, tuż nad głową. Był taki, jakby ktoś powietrze nożem przeciąć.
Zrobiło się zimno. Okna przecież pozamykał. Drżał. Koc naciągnął ponownie wyżej, chyba nawet zbyt wysoko, bo palce stóp sobie odkrył, a nóg przecież nie miał długich…
Zimne palce nieznanej dłoni zaciskały się na krtani.
Odcinały mu odpływ powietrza. Tracił przytomność. Wtedy usłyszał ten głos.
Był zimny, jak temperatura w jego pokoju i bardzo nieprzyjemny.
- Jesteś gówno wartym śmieciem! Nikt cię nie kocha skurwielu!!! Nikt, rozumiesz ??? Nikt!!! -
Nadal tu był. Czuł jego obecność, nawet wtedy, gdy ten milczał. Zapach siarki i spalenizny mieszały się ze smrodem spalonego czajnika. Niech się to kurwa wreszcie skończy! Najgorsze, że ciągle nie mógł nic.
Ruszył by przed siebie przez wieś. Bał się… Zgubiłby wtedy gnoja.
Może udałoby się mu, ale na bardzo krótko. Odnalazł by go ponownie i to byłoby na tyle. Powróciłby w kolejnych nocach i tak, aż do śmierci. Wtedy też nie wiadomo, czy by go nie odnalazł ponownie.
Tak, aż do śmierci. Pragnął ciszy. Syk nie milkł… Był tak nieprzyjemny, jak odgłos ścieranego styropianu, może nawet bardziej. Modlitwa. Dawno nie myślał o tym w kategoriach Boga. Jakaś musi przecież być...
Nic nie pamiętał: „ Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje … „ -
Zapadał się w siebie. Nawet nie przypuszczał, że odczuje to, jako taką ulgę…
Cisza. Tak bardzo jej pragnął. Długo na nią czekał. Zasypiał… Początkowo tylko ulatywał kołysany spokojem, pozbawionym strachu. Dawno nie odczuwał takiego spokoju. Obudził go poranek, wciskający się jasnością do ciemności pokoju. Oddychał, to chyba żył... Ze wzruszeniem obserwował palce zginające się w przód i w tył, rękę, która odczuwała zdrętwienie. Chwalić Boga - pomyślał o koszmarze, który właśnie miał za sobą. Dawno nie wypowiadał tej kwestii na głos. Żył, ciągle żył i był wstanie patrzeć, obserwować co dzieje się wkoło. Panujący bałagan nawet go cieszył. Nic tak nie świadczy dobrze o życiu, jak panujący nieład. Przeciągał się zapatrzony w ten nieład. Gdzie podział się ten pieprzony mefedron??
Nigdy, przenigdy nie chce już słyszeć tych pierdolonych szeptów szatana!!!
Pragnie zapomnieć!!! Ten koszmar pozostanie na zawsze wspomnieniem. Nigdy już nie dopuści, aby ten gnój go odwiedzał. Tylko jedna kreska – na przetrwanie… Budził się do życia. Pragnął w nim pozostać. Dochodziła godzina trzynasta. Długo spał. Zapomniał, o której się położył wczoraj
Dzień zlepiał się z nocnym koszmarem. Zbliżała się pora obiadu. Ponownie czas zapierniczał, jak oszalały. Gdyby mu się chciało cokolwiek ugotować, to byłaby zupa pomidorowa.
Nie chciało mu nic. Głosy. Od kiedy się z nimi zmaga?
Od kiedy je słyszy i czuje obecność palców Lucyfera na własnej krtani ???
Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy go nie było . Zawsze był przy nim. Trudno było mu przypomnieć sobie czas bez jego obecności… Teraz sobie przypomniał, kiedy to nastąpiło.
To było po tym pierdolonym, nieszczęśliwym wypadku. Agata była wtedy w ciąży z Karolem.
Mieszkali w Puzderku. Miał robotę w Szczecinie.
Wracał z Pomorza z ukończonej tam roboty. Był tego dnia bardzo zmęczony. Właściwie to nie marzył o niczym innym, jak i łóżku i spokoju. Lato i upał dawały do wiwatu. Dziewczyna pojawiła się całkiem niespodziewanie na poboczu. Dostrzegł jej wystający brzuch. Chyba z tego względu zatrzymał się, mimo toczącego go zmęczenia. Nie miała więcej niż siedemnaście lat. Początkowo myślał, że niemowa. Milczała, przez większą część podróży. Zawsze lubił rozmawiać, nawet sam z sobą… Cisza zaczynała go nawet uwierać. Dopiero wtedy spostrzegł jej strach. Dziewczyna była dzika, jak dziecko buszmenów.
Nawet adres musiał wyciągać od niej siłą. Zaczynał się bać, że zechce zamieszkać u niego.
Otworzyła wreszcie usta. Czekał na to z utęsknienie. Powoli relacjonowała. Mieszkała z bratem i matką
w starej opuszczonej wiosce, oddalonej od Puzderka jakieś trzydzieści kilometrów, aby tam mógł trafić, zmuszony był wykręcić w stary, gęsty las. To przypadkowe spotkanie zmieniło całe jego życie.
Pewnie do śmierci będzie pamiętał o tym wyczynie.
Do śmierci, będzie się to za nim ciągnęło ...
Zatrzymali się,o przed starym domem, takim, który rzadko wpisywał się w wiejski krajobraz.
Słomiany dach szklił się żółtym odcieniem w promieniach słońca. Otworzył drzwi, aby pomóc ciężarnej.
Tuż po tym, nie był w stanie wsiąść do samochodu i odjechać. Siła, o której nie miał pojęcia trzymała go w tym jednym miejscu. Stał… Patrzył, jak odchodzi w stronę domu. Zachciało mu się siku. Dzisiaj, kiedy sobie o tym przypomniał, wydaje mu się to nawet dziwne. To musiało się stać. Skierował się w stronę stodoły.
Stali tam. Usłyszała ich rozmowę. Dziewczyna brata błagała go, aby wpuścił ją do domu.
- Proszę, przecież jestem z tobą w ciąży. Jestem zmęczona, wpuść mnie-
Dreszcz obrzydzenia przebiegł mu po plecach. Nie miał do czynienia z taką patologią.
Chciał odejść i zapomnieć, że kiedykolwiek tutaj trafił. Obejrzał się w ich stronę. To co zobaczył, jeszcze bardziej go zbulwersowało. Chłopka wymierzył młodej kopniaka prosto w brzuch. Nie czekał dłużej.
Zdążył tylko zauważyć, że dziewczyna upadła. Wokół niej wszystko było czerwone. Zagotowało się w nim.
Stracił nad sobą kontrolę. Właściwie to kopał gnoja na oślep.
W jednej chwili, tuż obok niego pojawiła się matka rodzeństwa, która krzyczała przerażona...
Wybrał numer na pogotowie i policję. Dziewczyna nie przestawała krwawić.
Działał , jak automat. Jeszcze tylko jedno połączenie, pomyślał.
- Darek, potrzebuję twojej pomocy!!! - Chyba krzyczał zbyt głośno, bo matka dziewczyny spoglądała na niego zaskoczona, właściwie to nawet przerażona.
-Przyjedź do Bieniszewa nad jezioro i zabierz ze sobą Artura koniecznie, bo sami nie damy rady-
Matka rodzeństwa nawet nie protestowała, gdy pakował jej nieprzytomnego syna, skrępowanego sznurem na tyły samochodu. Szybko dotarł na miejsce, o jezioro znajdowało się na rzut kamieniem.
Przyjaciele wyglądali na zdziwionych. Dzisiaj zdał sobie sprawę, że musiał dziwnie wyglądać, taki roztrzęsiony, jakby nie swój. W milczeniu wytargali tego gamonia z auta. Zdążył zsikać się z przerażenia, zupełnie jakby wszystko przewidywał. Skomlał o litość. Nie chciał tego słuchać. Dobrze wiedział co zrobi. Działał, jak dobrze zaprogramowany automat, który się nigdy nie zacina. Nie pamięta, czy widział emocje na twarzach przyjaciół, czy było mu zimno, czy też gorąco. Chciał go zabić. Był ręką sprawiedliwości. Brzydził się tego gnoja, tego, że zrobił dziecko siostrze, że ją skopał, że żył, że ciągle żył...
Związane nogi obciążył kamieniem. Łódka już na nich czekała. Płynęli bez słowa.
Jęki chłopaka roznosił woda:
- Na trzy cztery, wrzucamy!-
Odjechali z tego miejsca. Nigdy nie powracali do tamtego wydarzenia. Pierwsza noc i syczenie szatana pojawiło się po tygodniu od tej historii. Nigdy się z tym gównem nie upora.
To od tamtego czasu wrócił do nałogu. Brał kokę, jak porąbaniec. Nie chciał ich słyszeć. Pragnął zapomnieć i przespać noc bez tych szeptów. Kokaina zazwyczaj pomagała.
Dźwięk telefonu oderwał go od wspomnień. Mefedron przestawał działać… Nienawidził wwspomnień.
Ciągle go potrzebował.
- Przyjeżdżam, żebyś nie zachlał się w samotności!- Krzyczał rozemocjonowany Arturek nadchodzącym Nowym Rokiem. Zupełnie tak, jakby kolejnego miało nie być. Właściwie co rok to, to samo…
Nie liczył na żadne nowości.
- Przywieź coś białego. – Nie potrzebował dodawać niczego więcej. Czekał, przeliczając białe ścieżki wyciągniętego mefedronu. Najgorsze co może dopaść człowieka w depresji, to czekanie.
Czas wyciągał się jemu, jak guma w gaciach. Nie potrafił sobie znaleźć miejsca.
Dom wydawał się mu mały, ściany zamykały się nad nim. Wyszedł przed dom w poszukiwaniu przestrzeni.
Ciszę przecinało szczekanie rozradowanego Aramisa. Gdzie sięgnął wzrokiem - pustka.
Pola zimą są, jak on sam- przygnębione i opuszczone. Nie słyszał jazgotu psa. Stał i patrzył w dal.
Najtrudniej jest skończyć z samym sobą w takiej pustce.
Kiedyś, całkiem niedawno, miał wszystko. Dzisiaj pozostał bez niczego.
Czuł się, jak stary zużyty lump, żul nad którym nikt się nie pochyli, bo pozostawał przezroczysty, jak siedemdziesiątka, stojąca nad grobem. Stracił cały majątek, a jego żona sypiała z facetami, których nawet nie znał, a dzieci???? Nie miał z nimi ostatnio żadnego kontaktu.
Czy mógł nazywać się ich ojcem??
Czy były jego dziećmi???
Bezwiednie, powracał do przeszłości pogrążając się w szalonym smutku.
Chciał zacząć wszystko od nowa. Telefon zaczynał go kusić. Napisze do niej…
Może nie będzie taki samotny z tą szaloną pustką…
"Kupię ci pierścionek. Tylko powiedz mi, jaki masz rozmiar palca. Chcę być tylko z Tobą Kinga"

Zamknął za sobą drzwi … Przecież nie będzie czekał, jak idiota na jej odpowiedź. W lodówce stała ostatnia flaszka z wódką. To była zawsze jakaś alternatywa na ten wieczór...

Komentarze

  1. chłopina pozwala sobie na rozmaite ekscesy. daleko poza prawem. doże to i lepiej, że w lodówce jest wódka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Z wódką to już człowiek nie taki samotny

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutne... Przypadek + samodzielnie wykreowana przestrzeń... Taka niewola...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wielu ludzi kreuje sobie na własną prośbę świat traumy z której nie ma odwrotu, że zaczyna to być przerażające...

      Usuń
  4. Co depresja robi z ludzi . I ta odchłań narkotykowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie
      Jest tak wiele dróg, a ta wydaje się w zasięgu...

      Usuń
  5. To jest chyba dość popularne, że alkoholicy rozmawiają z szatanem, kiedyś czytałam, myślę że dałabyś radę napisać taki dialog.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sądzisz Ewelina?🤣
      Nie przeceniaj moich możliwości

      Usuń
  6. Po czyms takim czlowiek juz nigdy sie nie otrzasnie. Aby to zrobic, trzeba chyba byc Hitlerem, chociaz nie wiadomo z jakimi koszmarami nawet Hitler mierzyl sie co noc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moc jest w nas
      Czasami trzeba wyjść z😉 siebie,aby zacząć coś zupełnie nieoczekiwanego...
      Wszystko w nas i od nas...

      Usuń
  7. Witaj
    Problemu nie znam, ale oglądałam programy na temat uzależnień, wywiady z osobami, rodziną.
    Niejednemu, przy właściwym i nieustannym wsparciu, udało się uwolnić od nałogów, ale do długa droga!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to chodzi Morgana,długa droga dużo kosztuje
      Czasami trzeba zrezygnować z życia na koszt życia..

      Usuń
  8. Musi się na coś zdecydować: albo prochy, albo chlanie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Podobno jedno nie wyklucza drugiego i jedno wspomaga drugie...
    Kokaina podrzymuje stan trzeźwości.
    Wiesz taka iluzja i daje kopa
    Na bardzo krótko
    A po wszystkim ponownie
    trzeba przypudrować noska i jeszcze.. i jeszcze trzeba na to mieć
    Koło się zamyka
    Dlatego na pewnym etapie wszystkiego jest mało i ludzie albo kończą w psychiatrykach albo ze sobą

    OdpowiedzUsuń
  10. Uzależnienia są straszne, nie tylko niszczą czlowieka ale i ludzi wokól tej osoby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Klara, niszczą dzieci, rodziny, bo zamiast walczyć o ich standard chorzy skupiają się na swoim nałogu i ostatecznie budzi się z palcem w nocniku
      I nie ma nic

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

BOŻE CIAŁO

IDEALNIE NIEIDEALNA, CAŁA JA TADAM🙈

ŚLEPY ARCHEOLOG