MÓJ PRYWATNY ĆPUN

Dzień, jak każdy inny. Uciekł ponownie we własne życie od kieratu rodzinnego, od Agaty, jej matki i rodziny.
Lato tłamsiło upałem i południowym słońcem. Nie chciało mu się nawet oczu otwierać. Od miesiąca pracował ze ściągniętą ze swojej wsi brygadą kozaków. Świetnie się rozumieli. Po pracy spędzali czas na alkoholowych posiadówkach. Czarny przywiózł kokainę. Była kosmicznie droga. Nie potrafił sobie odmówić.
Patrzył na przepocony w słońcu świat i zastanawiał się, czy chłopcy poradzą sobie bez niego.
Nie ma opcji. Zostaje w domu. W lodówce stała zmrożona butelka z białą wódką.
Ponownie spojrzał na zegarek. Czas zaiwaniał, jak opętany…To przecież nie możliwe, aby zbliżała się godzina szesnasta. Czas przeciekał mu przez palce. Dawno utracił nad nim kontrolę/
- A na obiad mistrz serwuje tego dnia co? - Cisza popołudnia nawet nie śmiała się z jego zaimprowizowanego żartu. Nie był zabawny??? W dupie miał, czy jest, czy nie??
Cisza powinna ze strachu przed nim samym śmiać się tak głośno, aby usłyszano ją w Poznaniu.
Wlał do szklanki kolejnego drinka, a zaraz za nim wpompował do nosa biały proszek. Patrzył na ścieżki i zastanawiał się, na jak długo mu ich starczy.
- W dniu dzisiejszym Mistrz zaserwuje państwu zupę śledziową! -
Przekonywał ciszę pomieszczenia swoim monologiem. Nie chciał o niej myśleć, bał się nawet wspominać w jej obecności i o samotności, która doskwierała mu bardziej niż kiedykolwiek dotąd.
Wczoraj popadł w taki dół, że z trudem powstrzymywał się, od wyrządzeniu sobie samemu krzywdy.
Zmorzył go sen. Pewnie to uratowało mu życie. Pił, bo bał się usłyszeć o własnej samotności….
Zdaje się, że to był pierwszy posiłek tego dnia, nie licząc wlanego w siebie alkoholu i zaserwowanej kokainy.
Ponownie próbował kontrolować czas. Dawno stracił nad nim władzę. Wskazówki zegara zbliżały się w okolice szóstej, co mogło jedynie oznaczać, że lada moment zastanie go wieczór.
Dzisiaj nie da rady, ale jutro pojawi się z chłopakami w pracy. Powinien skontrolować ich pracę. Jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj miał zamiar pić i bawić się w samotności, aby przechytrzyć tę pieprzoną ciszę i samotność.
Zamykał drzwi posesji na działkach. Zupełnie wypadło mu z głowy, że może być tak chłodno.
Zimny wiatr przemykał pomiędzy gołymi nogami.
- Ciągnie po rajtuzach – Zamruczał bez złości. Koszulka na ramiączkach nie pasowała do pory. Przyśpieszył kroku i teraz słyszał wyraźnie ich odgłos: Klap, klap, klap…
Gumowe laczki, które sprawdzały się pod prysznicem wyraźnie nie zdawały egzaminu przydatności. Odnosił wrażenie, że słyszą go wszyscy i wszędzie. Zaciekawieni odchylają firanki i przyglądają się z ukrycia:


- Zboczeńcy – Zamruczał w przestrzeń działkową...



Docierał na miejsce. Witryny sklepowe nie kłamały. Zobaczył swoje oczy i spojrzenie psa. Nie chciał się w nich już przeglądać. Mijał wejście, szybciej niż planował.

Mijał wejście, szybciej niż planował. Nie chciał już patrzeć na tego patola, na którego natknął się w odruchu niekontrolowanego spojrzenia. Szybko, szybko… Powtarzał bez otwierania ust… Flaszka i do domu. Koniec żartów. Pięćdziesięciolatek, stojący tuż przed nim guzdrał się niemiłosiernie…. No… Nie wytrzyma. Pięści mimowolnie zamykały mu się w kułak. Odchodził od kasy. No, nareszcie. Nie zdążył się nacieszyć, ani tym bardziej ust otworzyć. Mężczyzna powracał. Czy to się nie skończy??
Pragnął stąd wyjść zapić i zatopić się w nocną ciszę we własnym kącie czterech ścian.
Świat zmówił się przeciwko niemu. Nie wypije tej flaszki...
- Jeszcze tylko tę paczkę papierosów poproszę- Miał dość. Adrenalina skraplała się zimnym potem na czole, parując chłodnym dreszcze w okolicach karku. 
Zabije go, zabije, jak psa - pomyślał.
Odnosił wrażenie, że cała ta przygoda umiejscowiła się w jego głowie. Była, jak film. On stał się niemym obserwatorem. Ta noga, która przytrzymywała mężczyznę nie mogła przecież należeć do niego!
Nawet nie spostrzegł krwi na dłoniach. Ktoś złapał go pod ręce, ktoś inny przesunął i skrępował jego ciało.
- Pan zadzwoni po karetkę i policję- Słyszał swój własny głos. Drżał, jak membrana. On w środku również. Dopiero, gdy dostał ten zastrzyk, coś w nim się uspokoiło… Dobrze, dobrze się stało. Zawiozą mnie do zakładu dla czubków. Odpocznę od tego tanga. Miał naprawdę dość życia i tych cudów z dzielnicy. Nie chciał pić, nie chciał ćpać. Pragnął zapomnieć kim jest i gdzie dokładnie przyszło mu żyć. Parszywa egzystencja- pomyślał, gdy powieki stawały się nieco cięższe.
Gdy siedział już w karetce skrępowany pasami i spokojniejszy, usłyszał odgłos swojego telefonu.
Twarz sanitariusza rozmazywała mu się w przyjemnym znużeniu. Usłyszał głos Kingi.
- Czy coś się stało, bo miałeś zadzwonić godzinę temu? -
Była zaniepokojona. Tylko ona myślała, że coś się stało.
- Jestem w karetce. -
- Jak w karetce??? -
- Kochanie nie zamartwiaj się o mnie. Teraz będzie już dobrze.-
- Dokąd cię wiozą -
- Do szpitala-Dlaczego płakał ??? Chlipał jak dziecko ...
- Dużo pan wypił ?- Kierowca spojrzał taksował jego z odbicia lusterka. Gile płynęły z nosa, zatykając ujście.
- Wygląda to, tak jakby miał pan zejście psychiczne. Trochę pan odpocznie i wróci do dziewczyny.
Wszystko się jeszcze ułoży – Nic się nie ułoży. Zdążył pomyśleć. Już nic...Nie chciał dociekać, mówić… Myśleć, myśleć też nie miał absolutnie siły.
Zapadał się w siebie, w jakiś dziwny letarg, w którym tkwił nie wiadomo w gruncie rzeczy, jak długo…
Zaciśnie oczy. Nie wolno mu otwierać. Nie i koniec. Ktoś krzyczał… Kobiecy odgłos sprzeciwu stawał się trudny do wytrzymania. Zapomni wszystko. Zresztą już teraz nie pamiętał niczego.
To tylko sen. Krzyk… Nieistotne. Nie będzie otwierać oczu.
Chciał pozostać w tym o czym śnił. W suszarni wypełnionej wykrochmaloną pościelą i z nią zawieszoną na jego biodrach. Poruszała się tak rytmicznie. Wyłapywał jej zapach. Wsiąkał w nią i wtedy ten krzyk dochodzący gdzieś z oddali...  Burzył wszystko…Niszczył spokój...
- Kin – ga...-
Znikała. Dziewczyna krzyczała nadal. Miała nie więcej niż dwadzieścia lat. Czarne długie włosy kładły się
na wypadające z piżamy drobne, maleńkie piersi. Sprzeciwiała się istnieniu tutaj i teraz. Nie chciała sikać do przyniesionego jej plastykowego naczynia. On pewnie też się nie wysika. Wytrzyma.
Czuł mokre łzy na twarzy. Płakał. I czego to płakać? Zdążył pomyśleć. Poczuł lekkie ukłucie igły.
Siostra zorientowała się o jego stanie przebudzenia. Coś, chyba w mózgu, mu trzasnęło, bo usłyszał głośną zasuwę opadającą z łoskotem w nieznaną przestrzeń …
Wspomnienia i ból, wszystkie wracały … On chyba tego nie chciał.
Czuł się,jak opuszczone dziecko w piaskownicy. Zostawili go wszyscy. W dodatku bez zabawek.
Ktoś kiedyś go kochał??? Nie potrafił sobie przypomnieć.
Matka? Ona chyba nie. Bolało, jak to bolało…
Odtwarzał zupełnie bezwarunkowo. Najgorsze, że tak naprawdę to nie chciał tego.
Stał na drodze. Ojca dawno już nie było. Widział dom i Jacka. Zobaczył babkę goniącą za nim.
Boże… Jak on kochał tego śmierdziela, co szczał jak opętany w te pampersy.
Łzy moczyły mu twarz nie mógł nawet ich wytrzeć.
Teraz przypomniał sobie tę straszną samotność. Była jak studnia. Bez ojca nie było domu.
To wtedy, chyba miał osiemnaście lat, dopadła go obłędna pustka. Zatopiła w sobie tak głęboko, że nie potrafił odnaleźć oddechu. Fakt ten się zszedł z jego porywem młodości. Eksperymentował, jak oszalały z amfetaminą. Dziwne, ale odnosił wrażenie, że łagodziła jego stany depresji…
Płakał. Ile można. Łez ciągle mu starczało. Nie odwodni się przecież tak zaraz…
Szedł ścieżką wspomnień wydeptaną tym co przeminęło…
Pomógł mu wtedy kuzyn matki. Otworzył firmę. Zapisał wszystko na niego. Opływał w hajs. Starczało mu na wszystko: Studiował, pracował i koksował. Poczuł tamtą przyjemność. Od urodzenia uwielbiał dawać. Radość płynęła z prezentów, którymi obdarowywał najmłodszego. Czuł się, jak jego ojciec. Kochał to uczucie… Pozostał w próżni tęsknoty… Nie chciał jej.
Stachu wtedy przepadł, a ktoś młodemu powinien komunię przygotować. Nigdy chyba nie odczuwał takiej radości z zakupu młodemu komputera, ani wcześniej, ani też później.
Potem była pierwsza jego beemka. Dilował. Pieniędzy miał tyle, że sam ich nie ogarniał.
Szukał czegoś, czego nie zaznał. Po rozstaniu z Karoliną wrócił do Puzderka. Zaczął ćpać i dilować.
Chyba wtedy po raz pierwszy wylądował w psychiatryku. Dziwnie, że Maryśka nigdy niczego nie widziała.
Nie chciała zobaczyć. Dzisiaj to wiedział...
Już wtedy obiecywał sobie, że nigdy. Agata … Widział w niej zbawienie dla siebie… Wzięli ślub wcześnie. Zbyt wcześnie… Nie przypuszczał nawet, że powróci do życia, które tak bardzo znienawidził …
Nie przypuszczał…
Płakał… Niech ktoś wyciągnie go z tej czarnej nory smutku. Chce się zabić i zapomnieć.
To ukłucie było jak ulga…
Odpływał w zapomnienie z takim spokojem, jakiego potrzebował…

Komentarze

  1. O człowieku, który ugodzony w samo serce, chciał zapomnieć o życiu.
    Smutna historia.

    OdpowiedzUsuń
  2. W życiu nie bierze się nic z próżni. Czasami powietrze jest tak ciężkie że łatwiej zapomnieć o oddychaniu..

    OdpowiedzUsuń
  3. Człowiek jest mistrzem w spieprzaniu sobie życia. Wyjątkowym mistrzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak , nikt tak nie potrafi jak CZŁOWIEK
      Aż żal go...

      Usuń
  4. wymyślasz, czy spisujesz czyjeś wspomnienia? poczułem klimat z Obłędu Krzysztonia, czy z Eden Express Vonneguta - ale Marka, nie Kurta

    OdpowiedzUsuń
  5. Sorry Oko taka głupia jestem, że wygooglowałam bohaterów🙂
    Taaaa
    Coś w tym jest...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie rozumiem - czemu głupia? raczej ciekawa. nie ma obowiązku czytać wszystkiego - mi akurat wpadły w ręce te rzeczy i strawiłem bez bólu - bohater Krzysztonia chodząc po mieście zauważył reklamę na bilboardzie z hasłem "jedz owoce i jarzyny, to są twoje witaminy". to mu wystarczyło, żeby sobie dośpiewać, że cała reszta to trucizna - wrócił do domu i ku rozpaczy żony wysiedlił zawartość lodówki. bez prawa powrotu.

      Usuń
    2. Ktoś , gdzieś powiedział, że im więcej wie, tym mniej ogarnia.
      Czuję się zawsztydzon swoim stanem umysłowym😄😉

      Usuń
    3. chyba niepotrzebnie. chociaż... wstyd objawia się rumieńcami, a to dość rzadkie zjawisko. sprawdź, czy tę piękniejszą stronę wstydu udało się osiągnąć. może warto wstydzić się wtedy częściej?

      Usuń
    4. Zarumieniła się🤣ale to chyba z gorąca.
      Kaloryfer rozkręciłam

      Usuń
    5. no właśnie. a tak bez grzejnika, to już nic...

      Usuń
    6. Rumieniec dobra sprawa
      Obiecuję się poprawić.
      Jutro podczas biegania , jak już się umęczę to i rumieniec się pojawi..

      Usuń
    7. super - dziesięć? czy więcej?

      Usuń
    8. Rumienię się po całości 😋nie pamiętam🤣😂

      Usuń
    9. to może już nie biegaj...
      pytałem o liczbę kilometrów, a nie rumieńców.

      Usuń
    10. Ah o to🤣😂
      Spróbuję się z dziesiątką
      bo jak słusznie zauważyłeś schizofrenia mnie dopada a bieganie odrealnia wszystko tak dokładnie że już sama nie wiem czy ja świętuję, czy też świat?

      Usuń
    11. GPS zabierz, żeby ktoś Cię odnalazł. i w zeszycie wychodków się zamelduj.

      Usuń
    12. Wychodek przed wyjściem
      A i od jakiegoś czasu nie błądzę
      Wiesz Oko, chyba wreszcie się odnalazłam😋

      Usuń
    13. to znikam - jeśli pomogłem, to się cieszę (całkiem niejadowicie)

      Usuń
    14. Przecież Ty Oko jadu nie masz w sobie 😍

      Usuń
  6. Bardzo często zbieramy to co duuuuuużo wcześniej posiejemy . Nieraz za kilka tygodni nieraz lat ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaga to tak,jak z tą babą:
      SIAŁA BABA MAK, NIE WIEDZIAŁA JAK...

      Usuń
    2. nie tak.... raczej „Co posiejesz, to zbierzesz” zwane również prawem przyczyny i skutku

      Nasze myśli i działania mają konsekwencje – dobre lub złe. Jeśli chcemy pokoju, miłości, harmonii, dobrobytu, musimy być gotowi na podejmowanie odpowiednich działań. No i oczywiście – czyńmy innym to, co chcielibyśmy, żeby i nam czyniono. Karma wraca.

      Usuń
    3. Z tą karmą Jaga nie sposób się nie zgodzić.
      Gorzej się w życiu odnaleźć. Chodzi mi o trudny proces drogi i świadomości wykroczeń..
      Często jest tak , że wzrastamy jak drzewa korzeniami w środowisko i trudno się odciąć tak bez bólu, a jeszcze trudniej zmienić tryb postępowania.Przecież od urodzenia wzrastamy w dom, matkę i ojca
      Przeciąć i zmienić to jak wzrastać bez korzeni
      Z początku pewnie jest smutno i trudno

      Usuń
  7. Jakoś tak piszesz, że szybko się to czyta. Są takie książki, które czyta się szybko i są takie, które czyta się powoli. Jedne i drugie mają swoich miłośników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i jedni lubią czytać szybko
      Inni się delektują słowem
      A Ty do której grupy należysz?
      Myśliwskiego czytam powoli
      Smakuje każde słowo
      A Bukowskiego 🤣przelatuje z zainteresowaniem

      Usuń
  8. Czytam i tak i tak, zależy na co mam ochotę, ale Myśliwskiego to zdecydowanie delektuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja.
      Z tego wszystkiego zapomniałam oddać do biblioteki

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

BOŻE CIAŁO

IDEALNIE NIEIDEALNA, CAŁA JA TADAM🙈

ŚLEPY ARCHEOLOG