O PSIE KTÓRY NIE JEŹDZIŁ KOLEJĄ
Tytuł , jak tytuł. Być musi... W zasadzie i na wstępie zmuszona jestem podkreślić, że wszelkie postacie, wymienione w tej historii są fikcyjne, żeby nie było, że wykorzystuję moich przyjaciół do ożywienia bohaterów! Nic bardziej mylnego :) Rodzina w latach dziewięćdziesiątych wybrała się na sielski wypad do miasta stołecznego, niedaleko stolicy. Kupno nowego mieszkania stanowiło niepowtarzalną okazją do wspólnego biesiadowania. Wszystko wszystkim, ale pies "wykasztanić" się musi. On nie pił do rana, jako jedyny. Należało mu się wyjście, jak "psu micha" , za trzeźwość w nocy i całokształt... Do takich niecnych obowiązków służą dzieci. W tym przypadku , były już dorosłe. Dwudziestolatek wstał z łóżka i dał się prowadzić psu po okolicy. Zwierz, jak to zwierz, nabrudził w pobliskich krzakach i z opróżnionymi jelitami gotowy był do powrotu. Wszystko to było precyzyjnie zsynchronizowane w czasie i przestrzeni. Młody człowiek napatrzył się , napa