Rozdział któryś " NA ZAWSZE DO WIDZENIA"
#
Wreszcie
pozwoliłam sobie na dość nietypowe szaleństwo. Od dłuższego czasu, nie
patrzyłam w lustro, bo straszyła w nim jakaś porąbana baba. Nie znam jej. Wyglądało
mi na to, że ktoś ją na mnie napuścił. Uporczywie pojawiała się za każdym
razem, gdy tylko próbowałam umyć zęby, albo przetrzeć twarz. Pomyślałam, że
czas zabić tę jędzę do której obecności nie miałam zamiaru się przyzwyczajać.
Kobiety z Łodzi obiecały wymalować mi taką gębę, że się zaprzyjaźnię z
najbrzydszą jaka im tylko wyjdzie. Nowa, to zawsze nowa. Wniosłam więc do nich
pozew o permanentny i czekałam. Dzisiaj dostałam sms- a z adnotacją, że czekają
na mnie. Moje usta i brwi, aż podniosły się do góry z podniecenia. Komu wolno,
temu wolno a ja lubię szybko. Nie czekałam na nową okazję, tylko od myśli
pierwszej do drugiej, wsiadłam w mój rydwan i … Wyhamowałam dopiero w Łodzi. Zawsze
wychodziłam z założenia, że jak cierpieć to z miłości do piękna. Masochistyczne
uczucie dryfowało na szczytach doznań.
Tonęłam w orgazmie
bólu. Moim nieznanym dotąd uczuciom bólu, towarzyszyło szczęście i łzy. Te
ostatnie lały się tak obficie, że po czwartym znieczuleniu, gdy nie czułam już nic,
oprócz odrętwienia warg, przypomniałam sobie o ryzyku odwodnienia.
Z racji wieku
znajdowała się w grupie ryzyka, której razem z psami i dziećmi nie zostawia się
latem w aucie. Osoby starsze i dzieci stanowią grupę, która szybko ulega
odwodnieniu. Dobrze , że kontroluję mocz, bo jakby jeszcze dołem poszło, to
żaden sanitariusz do życia by mnie już nie nawrócił… Po piątym znieczuleniu
odczuwałam dziką wdzięczność - nawet za
ten ból. Kobieta, a już w szczególności taka próżna Agata, do kompletu poczucia
stabilności i komfortu psychicznego, niczego bardziej nie potrzebuje, jak piękna i subtelności.
Dzisiaj wygrałam
cały pakiet. Skończyłam czterdzieści
siedem lat.
Nawet nie wiem,
kiedy to nastąpiło. Świeczek nie dmuchałam, bo kto by w tym wieku dał radę,
chyba tylko straż i to pełnym składzie. Zanim nastąpiło, to co nastąpiło, czyli
kolejny rok bez dmuchania świeczek, z wiadomego już powodu, długo
przygotowywałam się do tego granicznego wydarzenia. Bałam się go, jak ognia, w
tych swoich mega mądrych książkach wyczytałam, że kobieta 40 plus staje się
przezroczysta, jak duch. Nie miałam pojęcia, jak dźwignie stan przezroczystości
ego Agaty, ale jednego byłam pewna – nie dam się, chociażbym miała sobie szalik z nazwą klubu AGATA
wyszydełkować, to się nie dam.
Im bliżej mi
było do granicznej daty, tym dalej do normalności. Wbrew zdrowemu rozsądkowi,
bo nie pamiętam, abym kiedykolwiek rozsądna była, pomyślałam :
O ja pierdziu ! –
po czym naszło mnie grube przerażenie. Im bliżej byłam tego czasu, tym ono
rosło, jak ciasto drożdżowe pod energiczną ręką piekarza … Stawałam się w „
chuj” stara…
Jak nie jestem
lękliwa, tak bałam się jak „skurwesyn” , cokolwiek to znaczy w gwarze ulicznej,
ale bałam się okrutnie tego czasu i znikania… Wracając do zagubionego wątku
zdrowego rozsądku i mojej przewrotności, to lata mijają, a ja bez korali,
ale za to z
przytłaczającym ciężarem szczęśliwości. Dziś to z tego powodu, nawet grzeszna się
poczułam. Permanentny, nie będę ukrywać, tylko dopełniał we mnie tego uczucia
błogostanu, które od kilku miesięcy rozwijało się w samym centrum mojego
jestestwa. Znalazłam się na odcinku życia, w którym zapomniałam o smutku i
niemocy. Dopiero patrząc w lustro, wkomponowane w ścianę gabinetu kosmetycznego
w Łodzi, zdałam sobie sprawę, że od
miesięcy nie mam nawrotów stanów depresyjnych, że ja Agata kocham siebie
miłością, której wcześniej nie znałam. Właściwie, to nie pojmowałam stanu, w
którym się aktualnie znalazłam, ale jedno było mi wiadome : Czułam się w nim fenomenalnie…
Nadal nie mam
pojęcia, jak do tego doszło, że moja data narodzin posunęła się tak daleko w
latach, że nie potrafię sobie nawet przypomnieć kiedy przyszłam na ten świat.
Ostatnio
posuwałam się, bez posuwania tak do przodu tak szybko, że nie ogarniałam, kiedy
to znalazłam się przy kierowcy, który sunął ze mną w stronę śmierci.
Nie, ja Agata nigdy
nie bałam się stanu umierania. Wynikało to z relacji rodzinnej i faktu, iż wszyscy członkowie zdążyli
się przyzwyczaić, iż prędzej, czy później umrę.
Przy okazji
każdych imienin matki, czy też ojca, nagminnie przypominali, iż grobowiec
rodzinny jest w stanie upakować siedem osób, a w przypływie dobrej woli nawet dziesięć,
więc ja Agata zobowiązana jestem wreszcie męża sobie znaleźć, żeby moje ciało
nie gniło w odwiecznej samotności…
Z mojej
perspektywy starość przyszła do mnie zbyt wcześnie.
Dzisiaj tak nie
myślałam. Obserwowałam ten cud w lusterku, a moja próżność pluła w dłonie, jak
Gustlik z Czterech Pancernych i puchła, jak pączek przed Tłustym Czwartkiem,
Musiałam
naprawdę dziwnie wyglądać w tym niepowtarzalnym momencie, kiedy tak stałam i
wlampiałam się w to swoje odbicie, bo Andżelika, której to ostatecznie zawdzięczałam
to moje całkiem świeże samopoczucie, patrzyła się na mnie z zarysowanym grymasem
rozbawienie na twarzy, chyba już od dłuższego czasu. Jej spojrzenie
przypominało to, jakim kurator obejmuje szaleńca skierowanego do zakładu
specjalnej troski.
Po chwili
toczącego nas dziwnie milczenia, mistrzynie wreszcie przemówiła :
- Zapomnij o
całowaniu ! –
- A gdzież u
mnie takie myśli Andżeliko! –
- Nie wolno-
- Zrobię to więc
„ szybko”- Rzuciłam z przekorą.
-Przez
najbliższe dwa tygodnie unikaj :Wszelkiego alkoholu, pocałunków, dotyku i brudu
! –
Andżelika nie przestawała
wyliczać, a ja marzyłam, aby wreszcie wyjść do ludu.
- Czy coś
jeszcze ? –
Zapytałam nie
kryjąc ironii, bo z kim, że ja na Boga samego,
mam się całować ???
W moim wieku
całowanie to permanentne zagrożenie dla higieny jamy ustnej.
Chyba nikt jej
nie zdążył poinformować o karczemnych skutkach wynikających z samej tylko
próchnicy, że nie wspomnę o kolejnych katastroficznych wizjach,
o których
czytałam w moich książkach. Suma sumaru, nie mogłam sobie przypomnieć,
kiedy ostatni raz
w życiu uległam tej namiętności o której tak wszyscy pisali i rozprawiali…
- Po terminie 14
dni, rób co chcesz – Instruowała mnie moja mistrzyni.
- Naprawdę
sądzisz, że przez dwa tygodnie ktoś się znajdzie?-
Zapytałam nie
kryjąc rozbawienia. Trzymałam rękę na klamce drzwi wyjściowych
i cieszyłam się,
jak rasowa idiotka, że Andżelika nie dostrzega mojego rozbawienia,
które zajmowało
już całą moją twarz.
- Cokolwiek by
się działo z ustami, dzwoń natychmiast-
- Będę dzwonić i
nie będę się całować, nie będę pić i nie pozwolę dotykać moich ust.
Jeszcze jedno : Nie
musisz się martwić Angelika. – Dodałam przewracając dwuznacznie oczyma. Nie miałam alko w ustach od więcej niż sześciu
miesięcy.
Nie pamiętam
nawet jego smaku, możesz więc być spokojna o mnie i moje usta… –
Nie dodałam
oczywiście, że pić nie mogę, bo jak piję to tańczę, a jak tańczę to śpiewam, a
jak śpiewam, to piję, żeby odnieść wrażenie, że przynajmniej to robię dobrze i
w styczniu, tego też jej nie dodałam, jak ostatnio tak zaśpiewałam, to aż na
klęczkach wylądowałam.
Od tamtej pory
nie piję. Nie chcę nawet sobie przypominać tego bólu kolan, z którym zmagałam
się przez kolejny miesiąc…
- Za miesiąc
przyjadę do Ciebie na korektę – Zamykałam za sobą drzwi, zostawiając Andżelikę
z kolejną klientką. W samochodzie oczywiście nie wytrzymałam.
Zaraz po
umoszczeniu sobie miejsca na wygodnym miejscu przeznaczonym dla kierowcy, a tuż
przed samy zapięciem pasów, zrobiłam sobie selfie…
Musiałam … No
musiałam. Odgłos pustki, tuż po tym, jak uderzyłam się na znak pokory w splot,
trochę mnie przeraził, ale nie zatrzymał. To było silniejsze ode mnie.
Oczywiście stało
się to, czego się tak obawiałam. Szybko zapomniałam o obietnicy, którą złożyłam
sobie na krótko przed wyjazdem. Dotyczyła ona Pawła.
Nie powinnam go prowokować. Tłumaczyłam sobie oczywiście
przewrotnie, iż zrobiłam to wbrew samej sobie… Dobrze wiedziałam po co to kurna
zrobiłam!!!
„ Jesteś taka prześliczna. Chciałbym
Cię tylko chrupać i przytulać. Dlaczego nie chcesz się ze mną spotkać. Wypijemy
kawę, bez żadnego erotycznego podtekstu… Proszę”
Przeczytałam
odpowiedź nie przestając się szczerzyć do lusterka, które i tak pozostawało
wybitnie zaplute… Chciałam tego. Chciałam się z nim zobaczyć…
Nie mam pojęcia,
co mną kierowało, że tak długo odsuwałam to nasze spotkanie.
W gruncie rzeczy
nie chodziło o wygląd. Był jednym z nielicznych, z którymi mi się tak rewelacyjnie
rozmawiało i pisało i byłam pewna, że powinniśmy to kontynuować w realnej
scenerii codzienności. To pragnienie puchło we mnie i napierało, jak płód przed
porodem…. Wystarczyła nam by tylko rozmowa, żeby przebić tę przezroczystą szybę
lęku.
Wracałam
autostradą do domu. Mój dotychczasowy stan euforii przemijał przesuwany upalnym wiatrem… Obecnie zarządzało mną
tornado dzikiego zaniepokojenie.
Przypomniałam
sobie, zupełnie bez przygotowania i jakiegokolwiek wstępu,
iż właśnie pędzę
przez autostradę z prędkością 160 w porywach do 180 na godzinę, przecinając
ścianę piekielnego upału z parą zimowych opon, których nie wymieniłam, a
znajdowały się one na samym przodzie mojego auta…
To był ten
moment, w którym nienawidziłam własnej głowy. Nie był to najlepszy czas na
frustrację. Dokładnie przed sekundą zdołałam sobie wmówić, iż pozostaję piękną
w porywach pięćdziesięcioletnią, a tym czasem borem lasem, przebiegła przez
moją głowę czarna myśl.
Zastanawiałam
się, dlaczego tak szybko kara się kierowców za przekroczenie prędkości ???
W moim przypadku
lęk przed sankcją za myślenie zrobiłby niebywały porządek z moim czarnym
widzeniem przyszłości. To, co kobietę ściąga szybko na dno realnej
codzienności, to lęk przed pustką na koncie. Tymczasem moje bezczelne myśli
tłoczyły się wokół tych przednich opon i słów znamiennych mojego niewysokiego
mechanika, który stwierdzał, iż ta historia skończy się źle i skończy się źle…
Gdy już dojeżdżałam
do Konina, poczułam falę zalewającego spokoju. Nie mając żadnych
perspektywicznych planów związanych z moją wieczorową przyszłością, postanowiłam
się urwać na randkę cmentarną. Chciałam odwiedzić Marcina, uśmiechnąć się do
niego tym uśmiechem numer 196 w którym wystawię na światło dzienne moje jeszcze
ciągle żywe i piękne uzębienie i oczywiście usta. Potruję mu trochę dupę na
cmentarzu, odpalę znicz i wrócę do domu. Taki był plan początkowy. Tankując auto w przydrożnej stacji paliw,
zauważyłam, iż Paweł zdążył się nagrać na
mojego fona. Czekały na mnie trzy nie otwarte jeszcze wiadomości. Dzisiaj
działał aktywniej niż dotychczas. Poniekąd fakt ten był dla mnie z gruntu
niepokojący. Paweł nie często w porze dziennej szukał ze mną kontaktu.
Od czasu do
czasu zastanawiałam się nawet, czy nie mam do czynienia z wampirem napalonym na
moje zdrowe i gęste osocze ???
Spoglądałam na
te wiadomości i plułam sobie w brodę za to, że tak pięknie wyglądam, za fotki, które mu przesłałam, zaplułam się
soczyście za niewymienione opony…
Myślenie
ponownie wracało…
Oby to chuj na
rogi wziął – wyszeptałam do siebie w aucie ordynarną przestrogę.
Podnosząc dwa
palce w niebo obiecałam sobie solennie, iż jutro zmienię obydwie.
Wierzyłam sobie
na słowo… Dopiero po dłuższej chwili przekręciłam kluczyk. Dobrze wiedziałam,
że powinnam już jechać, bo mi bramy cmentarne pozamykają.
Moja słaba wola pozostawała
niezłomna. Bezczelnie naciskała na mnie:
„ Na wszystko masz czas : Na
wyjazdy, eskapady, na rower, pływalnie, jakiegoś tam Karola, a gdzie w tym
wszystkim ja ??? Może jednak wywal mnie ze znajomych,
którymi nigdy pewnie nie zostaniemy??? ”
Upał nie
sprzyjał myśleniu. Ja Agata myślałam powoli. Zaparkowałam przed bramą cmentarną
i dopiero wtedy postanowiłam go wyciszyć …
„ Paweł, uspokój się. Jesteś na
dobrej drodze, żeby mnie wkurwić.
Porozmawiamy o nas wieczorem ”
Nie chciałam już
myśleć o niczym. Stałam przed płytą cmentarną miłości mojego życia.
Za każdym razem,
gdy się tutaj pojawiałam zastanawiałam się, w jakiej sytuacji go stawiam.
W gruncie rzeczy
zawsze mogło być tak, że on nie chciał tych moich odwiedzin.
Umarłemu
najtrudniej jest powiedzieć : Nie chcę Cię tutaj już widzieć…
Stawiałam nas w
nietypowej sytuacji, a jego to już w ogóle w podbramkowej.
Pamiętam, jak
jeszcze niedawno, gdy groziłam, że go wyrzucę ze swojego życia, on z tą szyderą
na twarzy nie przestając się uśmiechać, mówił :
Mentalnie, to
Cię Agatka nigdy nie opuszczę, mentalnie nigdy, pamiętaj!
Nie wiem
dlaczego akurat teraz mi się to przypomniało. Odpalany znicz gasł już po raz
setny…To chyba wtedy dopadła mnie ta myśl, że może to ja śpię i śnię o tym
cmentarzu,
o tęsknocie i
przeszłości, a on doznał przebudzenia i zostawił mnie, aby tam rozpocząć życie
beze mnie… Bezmyślnie wciskałam kolejną
róże do wazonu, która ożywiała swoją świeżością trzy pozostałe. One nawet nie
wyglądały na umierające …
- Zakochałam się
Marcin – Wyszeptałam głosem, który teraz przemykał nad płaską płytą cmentarną z
wygrawerowanymi danymi personalnymi z czasu,
kiedy jeszcze
tutaj był i śnił sen o życiu ….
- Ty jesteś tam
Marcin. Może nawet bliżej Boga niż myślisz. Ja nadal tutaj…
Pozwól mi kochać
i żyć. Potrzebuję tego, aby normalnie funkcjonować. –
Czułam, jak
drętwieją mi kolana, ale chciałam jeszcze przez chwilę tutaj pozostać. Odmówiłam
wieczny odpoczynek za jego duszę i przysiadłam na pomniku, aby odtworzyć z
telefonu utwór Dżem – u … Lubił ich słuchać. Wracaliśmy do tej kapeli i utworów
z nieśmiertelnym przesłaniem bardzo często. Rydel i jego twórczość, chyba była
jedyną,
której Marcin
nie próbował krytykować. Poniekąd było to dziwne. Marcin miał dość przewrotny
charakter. Bywało tak, że z premedytacją zarażał mnie fascynacją do wokalisty,
aby później po dłuższym czasie przywalić mu krytyką. Tak było z Prince i „
Purple Rain”, kiedy przysłał mi link w nocy z adnotacją :
„ Ten deszcz jest, jak ty. Wiesz, że nie muszę Ci mówić, że za to Cię
kocham ”
Nie musiał.
Kochałam go i zakochiwałam się w gitarowych uderzeniach Princa…
No i pewnego
dnia, kiedy już wiedziałam, że ten książę jest, jak moja miłość do Marcina,
wtedy nieoczekiwanie przy innym utworze Marcin wypalił :
„ Kurcze, jak on smęci. Agatka, czy my musimy tego słuchać. ”
Dzisiaj wiem, że
to były symptomy ChaD. Tylko dzisiaj to sobie mogę posiedzieć na tej płycie
cmentarnej i wizualizować, co może powiedzieć Marcin na utwór…
Puściłam mu Tash
Sułtana – Jungle, którą przesłała mi niedługo po jego pogrzebie, kuzynka Marcina – Anka. Dopisała mi
później w wiadomości, że też jest ciekawa, co on ma do powiedzenia w kwestii
tego talentu… Marcin był taki mądry inaczej, ale właśnie za to wszyscy bardzo
go kochaliśmy. Potrafił się śmiać z siebie samego z otoczenia. Mnie znał. Wiedział,
że mam pierdolca na własnym punkcie, więc starał się robić to tak, aby było
zabawnie i zawsze mu się to udawało. Teraz też byłam pewna, że ma bekę z faktu,
iż tak długo po nim rozpaczam. Gdy tylko to wpadło mi do głowy, poczęłam
nerwowo rozglądać się wkoło, czy czasem nie zobaczę go za tym iglakiem
rozbawionego, z tym jego rogalem na twarzy. Nigdzie na niego nie natrafiłam.
Tego późnego popołudnia, powoli przechodzącego w wieczór milczeliśmy oboje, jak
zaklęci… Opuszczałam go niechętnie.
W gruncie rzeczy
doskonale zdawałam sobie sprawę, że od jego śmierci tkwię w próżni. Próbuję
tylko żyć. Dziś dotarło do mnie, że nie chcę tego robić na próbę.
Na Boga pragnę :
Kochać, podróżować, kłócić się z facetem, a rano czuć nieprzyjemny zapach z
jego ust. Chcę się przytulać, tańczyć, chcę wiedzieć, że ktoś czeka na mój
uśmiech.
Tymczasem
pozostawałam zawieszona w próżni, jak kosmonauta bez zupełnego przygotowania. Zdałam sobie sprawę, iż tylko od czasu do
czasu udaje mi się skoczyć wyżej na tej trampolinie życia, symulując radość z
niego.
Próby stawały
się, jak nudna atrapa. Chciałam wreszcie prawdziwie egzystować.
Z tym nietypowym
postanowieniem wsiadałam do samochodu, w którym z pełną premedytacją zostawiłam
telefon. To mi pomagało zapomnieć o Pawle. Nasza znajomość stawała się czymś na
wzór lewitacji. Im częściej moje myśli podróżowały w jego stronę, tym jego
osoba aktywniej odpowiadała na niewypowiedziane słowa. Po raz pierwszy chyba,
od czasu naszej nietypowej znajomości zaczynałam się zastanawiać nad znaczeniem
słowa :
„ PRZEZNACZENIE „
Dzisiaj też nie potrzebowałam nic pisać.
Wystarczyło, że
o nim pomyślałam, a on już wiedział, o czym szumią wierzby w kniei:
„ To nie jest tak, że będę naginał
Cię do bycia ze mną. Byłoby to nienormalne.
Bardzo NIENORMALNE, pewnie bardziej niż myślisz. Lubię Ciebie. Zaufaj mi.
Od nas zależy wszystko. Nie chcę niczego więcej od Ciebie, jak tylko
przyjaźni.”.
Zamyśliłam się
potężnie. To co się działo, było jak magia. Przemieszczałam się nieśpiesznie.
Właściwie to wyjechałam z pierwszego ronda. Nie czułam parcia na przyszłość.
Stwierdziłam nawet w tym idiotycznym zachwycie, że fajnie tak być sobie i teraz
i …
Pierwsze światła, tatamtatam , drugie światła i
trzecie i jestem tutaj i nigdzie się nie śpieszę…
Mam czas, chyba
śpiewam i w tym momencie słyszę pierwszy huk, rzuca mi delikatnie samochód na
prawą stronę, a za nim kolejny, to tylna opona uderza o krawężnik. Ręce mi się
trzęsą, jak idiotce bez podania leków. Widzę tuż przy samochodzie lekko
przygarbionego siedemdziesięciolatka. Coś do mnie mówi. Zdaję sobie sprawę, że
pod nosem przeklinam. Szewc by się przy mnie teraz zawstydził. Widzę kolejne
nagranie na moim telefonie.
Teraz się drę.
Wyrzucam z siebie pieprzona frustrację :
„ Paweł, kurwa nie teraz. Miałam wypadek. Nie mam czasu na pieprzenie
głupot. ”
Pan puka w szybę…
dzisiaj w końcu skojarzyłem, co mnie tutaj ciągnie - ŻADEN facet nie byłby w stanie napisać takiego tekstu. i t nie jest kwestia talentu, tylko tego, że nieco inaczej ustawiamy priorytety, czy rozumienie zdarzeń. szukam autentyczności u Ciebie ją znajduję. za każdym razem, kiedy jestem, a bywam regularnie.
OdpowiedzUsuńTo chyba komplement Oko
UsuńWydaje mi się, że czasami bywam aż za.nadto prawdziwa, co nie każdemu może sie podobać, ale dzięki Bogu nie kolekcjonuje przyjaźni, znaczkow, ani puszek po piwie, za to lubie prawdziwych przyjaciół, a mam ich tak malo, że są prawdziwi🙂
Lubię te Twoje teksty, są takie prawdziwe. :D Świetnie oddajesz emocje i myśli bohaterki. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Może to wynika z faktu że tę powieść pisze mi się tak niebywałe lekko. Mam spory dystans do siebie , własnej osoby, bo jestem kupą wad i to chyba wtłoczyłam Agacie, która też jak większość z nas składa się z ułomności...
OdpowiedzUsuńMów mi Bogini, Bogini upadku, powie w którymś z rozdziałów Agata🥰
Ocho, jakbym słu=yszłam moich przyjaciół. Też sa na etapie "gdzie w tym wszystkim jestem ja?".
OdpowiedzUsuńCieszę się że poczułas się jak u SIEBIE ❤❤❤
OdpowiedzUsuńAchhh, te Twoje porównania.... Nigdy bym takich nie wymyśliła... Autentyczna jesteś Texo :) Buziak zostawiam :*
OdpowiedzUsuńBardzo miło mi to czytać Pola
UsuńNie przepadam za hipokryzją
Sto lat, szaleństwa w oku, radości z życia i celnych jak brzytwa tekstów!
OdpowiedzUsuńDziękuję Lena w imieniu bohaterki powieści🥰miło że zauważyłaś kochana
UsuńŚwietnie się Ciebie czyta <3 Takie prawdziwe,, za ach :)
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńCieszę się, że mogłam Ci przyjemność czas❤❤❤
Sto lat zołza :) Czasem my patrząc w lustro nie widzimy tego co inny . Jak wyjątkowi jesteśmy . Lata lecą a człowiek ma tyle na ile się czuje .
OdpowiedzUsuńO sto nie chce
OdpowiedzUsuńPracuję z takimi ludźmi do pięćdziesiątki mi wystarczy
Po setce można mieć kaca Venus🥰❤❤Miło Cię widzieć
to jest tak genialnie napisane, tak naturalnie że normalnie czuję się jak na najlepszej kumpeli na plotach:D
OdpowiedzUsuńTo ja bardzo chętnie spotkam się z Tobą na plotki, na kawę A wieczorem whisky🤗co Ty na to?
OdpowiedzUsuńŚwietnie to zostało napisane :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje🥰😚😘
OdpowiedzUsuńDlatego ja na lustro powiesiłam sobie plakat mojego ulubionego wokalisty :D polecam. I nie trzeba potem tego lustra myć! Jak ja kocham tą Twoją burzę muzgów. Świetnie się czytało :D Nawet nie wiedziałam, że osocze może być gęste, albo rzadkie. :D Chociaż w sumie niewiele wiem na temat osocza... xd Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBeatrycze padłam kochana, jak to przeczytałam.
UsuńWokaliści z mojego rocznika są upiorny i łysi.
Bałabym się przylepic ich plakat na lustro
Wiesz, ale Wodecki całkiem nieźle się prezentował do samej śmierci...
Kurczę, nie wiem co lepsze
Na osocza masz czas, Bo Ty młodziutka jesteś, takie babiszony to muszą już coś o osocza wiedzieć🤣🤣
moje komentarze znowu się nie zapisują. Poddaję się. :D
OdpowiedzUsuńOlitario znowu nie opłaciłaś Internetu...
UsuńPrzeinwestowalas z tym kibelkiem kochana
Piszesz tak lekko, prawdziwie. Aż człowieka ciągnie by do Ciebie zajrzeć i poczytać :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mnie przyjemnie Iwetta. Dziękuję za ciepłe słowa
UsuńGenialnie piszesz i uwielbiam czytać Twoje opowiadania. Czekam aż wydasz książkę, bo naprawdę super czyta się tekst i masz świetny, wręcz niepowtarzalny styl pisania. I oczywiście wszystkiego najlepszego dla bohaterki, niech ma zawsze taki cięty język haha
OdpowiedzUsuńBohaterka z pewnością dziękuję, bo oprócz ciętego języka ma intuicje do ludzi i z pewnością już polubiła Klarę :)
OdpowiedzUsuńMakijaż permanentny to dochodowy interes musi być, bo wszystkie moje znajome zaczynają zakładać salony z permanentnym i hybrydami, i oczywiście chcą mnie u siebie widzieć. No to sobie poczekają :)
OdpowiedzUsuń