Rozdział któryś " NA ZAWSZE DO WIDZENIA"


 

#

Wreszcie pozwoliłam sobie na dość nietypowe szaleństwo. Od dłuższego czasu, nie patrzyłam w lustro, bo straszyła w nim jakaś porąbana baba. Nie znam jej. Wyglądało mi na to, że ktoś ją na mnie napuścił. Uporczywie pojawiała się za każdym razem, gdy tylko próbowałam umyć zęby, albo przetrzeć twarz. Pomyślałam, że czas zabić tę jędzę do której obecności nie miałam zamiaru się przyzwyczajać. Kobiety z Łodzi obiecały wymalować mi taką gębę, że się zaprzyjaźnię z najbrzydszą jaka im tylko wyjdzie. Nowa, to zawsze nowa. Wniosłam więc do nich pozew o permanentny i czekałam. Dzisiaj dostałam sms- a z adnotacją, że czekają na mnie. Moje usta i brwi, aż podniosły się do góry z podniecenia. Komu wolno, temu wolno a ja lubię szybko. Nie czekałam na nową okazję, tylko od myśli pierwszej do drugiej, wsiadłam w mój rydwan i … Wyhamowałam dopiero w Łodzi. Zawsze wychodziłam z założenia, że jak cierpieć to z miłości do piękna. Masochistyczne uczucie dryfowało na szczytach doznań.

Tonęłam w orgazmie bólu. Moim nieznanym dotąd uczuciom bólu, towarzyszyło szczęście i łzy. Te ostatnie lały się tak obficie, że po czwartym znieczuleniu, gdy nie czułam już nic, oprócz odrętwienia warg, przypomniałam sobie o ryzyku odwodnienia.

Z racji wieku znajdowała się w grupie ryzyka, której razem z psami i dziećmi nie zostawia się latem w aucie. Osoby starsze i dzieci stanowią grupę, która szybko ulega odwodnieniu. Dobrze , że kontroluję mocz, bo jakby jeszcze dołem poszło, to żaden sanitariusz do życia by mnie już nie nawrócił… Po piątym znieczuleniu odczuwałam dziką wdzięczność -  nawet za ten ból. Kobieta, a już w szczególności taka próżna Agata, do kompletu poczucia stabilności i komfortu psychicznego, niczego bardziej nie potrzebuje,  jak piękna i subtelności.

Dzisiaj wygrałam cały pakiet.  Skończyłam czterdzieści siedem lat.

Nawet nie wiem, kiedy to nastąpiło. Świeczek nie dmuchałam, bo kto by w tym wieku dał radę, chyba tylko straż i to pełnym składzie. Zanim nastąpiło, to co nastąpiło, czyli kolejny rok bez dmuchania świeczek, z wiadomego już powodu, długo przygotowywałam się do tego granicznego wydarzenia. Bałam się go, jak ognia, w tych swoich mega mądrych książkach wyczytałam, że kobieta 40 plus staje się przezroczysta, jak duch. Nie miałam pojęcia, jak dźwignie stan przezroczystości ego Agaty, ale jednego byłam pewna – nie dam się, chociażbym  miała sobie szalik z nazwą klubu AGATA wyszydełkować, to się nie dam.

Im bliżej mi było do granicznej daty, tym dalej do normalności. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, bo nie pamiętam, abym kiedykolwiek rozsądna była, pomyślałam :

O ja pierdziu ! – po czym naszło mnie grube przerażenie. Im bliżej byłam tego czasu, tym ono rosło, jak ciasto drożdżowe pod energiczną ręką piekarza … Stawałam się w „ chuj” stara…

Jak nie jestem lękliwa, tak bałam się jak „skurwesyn” , cokolwiek to znaczy w gwarze ulicznej, ale bałam się okrutnie tego czasu i znikania… Wracając do zagubionego wątku zdrowego rozsądku i mojej przewrotności, to lata mijają, a ja bez korali,

ale za to z przytłaczającym ciężarem szczęśliwości. Dziś to z tego powodu, nawet grzeszna się poczułam. Permanentny, nie będę ukrywać, tylko dopełniał we mnie tego uczucia błogostanu, które od kilku miesięcy rozwijało się w samym centrum mojego jestestwa. Znalazłam się na odcinku życia, w którym zapomniałam o smutku i niemocy. Dopiero patrząc w lustro, wkomponowane w ścianę gabinetu kosmetycznego w Łodzi, zdałam sobie sprawę,  że od miesięcy nie mam nawrotów stanów depresyjnych, że ja Agata kocham siebie miłością, której wcześniej nie znałam. Właściwie, to nie pojmowałam stanu, w którym się aktualnie znalazłam, ale jedno było mi wiadome :  Czułam się w nim fenomenalnie…

Nadal nie mam pojęcia, jak do tego doszło, że moja data narodzin posunęła się tak daleko w latach, że nie potrafię sobie nawet przypomnieć kiedy przyszłam na ten świat.

Ostatnio posuwałam się, bez posuwania tak do przodu tak szybko, że nie ogarniałam, kiedy to znalazłam się przy kierowcy, który sunął ze mną w stronę śmierci.

Nie, ja Agata nigdy nie bałam się stanu umierania. Wynikało to z relacji  rodzinnej i faktu, iż wszyscy członkowie zdążyli się przyzwyczaić, iż prędzej, czy później umrę.

Przy okazji każdych imienin matki, czy też ojca, nagminnie przypominali, iż grobowiec rodzinny jest w stanie upakować siedem osób, a w przypływie dobrej woli nawet dziesięć, więc ja Agata zobowiązana jestem wreszcie męża sobie znaleźć, żeby moje ciało nie gniło w odwiecznej samotności…  

Z mojej perspektywy starość przyszła do mnie zbyt wcześnie.

Dzisiaj tak nie myślałam. Obserwowałam ten cud w lusterku, a moja próżność pluła w dłonie, jak Gustlik z Czterech Pancernych i puchła, jak pączek przed Tłustym Czwartkiem,

Musiałam naprawdę dziwnie wyglądać w tym niepowtarzalnym momencie, kiedy tak stałam i wlampiałam się w to swoje odbicie, bo Andżelika, której to ostatecznie zawdzięczałam to moje całkiem świeże samopoczucie,  patrzyła się na mnie z zarysowanym grymasem rozbawienie na twarzy, chyba już od dłuższego czasu. Jej spojrzenie przypominało to, jakim kurator obejmuje szaleńca skierowanego do zakładu specjalnej troski.

Po chwili toczącego nas dziwnie milczenia, mistrzynie wreszcie przemówiła :

- Zapomnij o całowaniu ! –

- A gdzież u mnie takie myśli Andżeliko! –

- Nie wolno-

- Zrobię to więc „ szybko”- Rzuciłam z przekorą.

-Przez najbliższe dwa tygodnie unikaj :Wszelkiego alkoholu, pocałunków, dotyku i brudu ! –

Andżelika nie przestawała wyliczać, a ja marzyłam, aby wreszcie wyjść do ludu.

- Czy coś jeszcze ? –

Zapytałam nie kryjąc ironii, bo  z kim, że ja na Boga samego, mam się całować ???

W moim wieku całowanie to permanentne zagrożenie dla higieny jamy ustnej.

Chyba nikt jej nie zdążył poinformować o karczemnych skutkach wynikających z samej tylko próchnicy, że nie wspomnę o kolejnych katastroficznych wizjach,

o których czytałam w moich książkach. Suma sumaru, nie mogłam sobie przypomnieć,

kiedy ostatni raz w życiu uległam tej namiętności o której tak wszyscy pisali i rozprawiali…

- Po terminie 14 dni, rób co chcesz – Instruowała mnie moja mistrzyni.

- Naprawdę sądzisz, że przez dwa tygodnie ktoś się znajdzie?-

Zapytałam nie kryjąc rozbawienia. Trzymałam rękę na klamce drzwi wyjściowych

i cieszyłam się, jak rasowa idiotka, że Andżelika nie dostrzega mojego rozbawienia,

które zajmowało już całą moją twarz.  

- Cokolwiek by się działo z ustami, dzwoń natychmiast-

- Będę dzwonić i nie będę się całować, nie będę pić i nie pozwolę dotykać moich ust.

Jeszcze jedno : Nie musisz się martwić Angelika. – Dodałam przewracając dwuznacznie oczyma.  Nie miałam alko w ustach od więcej niż sześciu miesięcy.

Nie pamiętam nawet jego smaku, możesz więc być spokojna o mnie i moje usta… –

Nie dodałam oczywiście, że pić nie mogę, bo jak piję to tańczę, a jak tańczę to śpiewam, a jak śpiewam, to piję, żeby odnieść wrażenie, że przynajmniej to robię dobrze i w styczniu, tego też jej nie dodałam, jak ostatnio tak zaśpiewałam, to aż na klęczkach wylądowałam.

Od tamtej pory nie piję. Nie chcę nawet sobie przypominać tego bólu kolan, z którym zmagałam się przez kolejny miesiąc…

- Za miesiąc przyjadę do Ciebie na korektę – Zamykałam za sobą drzwi, zostawiając Andżelikę z kolejną klientką. W samochodzie oczywiście nie wytrzymałam.

Zaraz po umoszczeniu sobie miejsca na wygodnym miejscu przeznaczonym dla kierowcy, a tuż przed samy zapięciem pasów, zrobiłam sobie selfie…

Musiałam … No musiałam. Odgłos pustki, tuż po tym, jak uderzyłam się na znak pokory w splot, trochę mnie przeraził, ale nie zatrzymał. To było silniejsze ode mnie.

Oczywiście stało się to, czego się tak obawiałam. Szybko zapomniałam o obietnicy, którą złożyłam sobie na krótko przed wyjazdem. Dotyczyła ona Pawła.

Nie powinnam  go prowokować. Tłumaczyłam sobie oczywiście przewrotnie, iż zrobiłam to wbrew samej sobie… Dobrze wiedziałam po co to kurna zrobiłam!!!

 „ Jesteś taka prześliczna. Chciałbym Cię tylko chrupać i przytulać. Dlaczego nie chcesz się ze mną spotkać. Wypijemy kawę, bez żadnego erotycznego podtekstu… Proszę”

Przeczytałam odpowiedź nie przestając się szczerzyć do lusterka, które i tak pozostawało wybitnie zaplute… Chciałam tego. Chciałam się z nim zobaczyć…

Nie mam pojęcia, co mną kierowało, że tak długo odsuwałam to nasze spotkanie.

W gruncie rzeczy nie chodziło o wygląd. Był jednym z nielicznych, z którymi mi się tak rewelacyjnie rozmawiało i pisało i byłam pewna, że powinniśmy to kontynuować w realnej scenerii codzienności. To pragnienie puchło we mnie i napierało, jak płód przed porodem…. Wystarczyła nam by tylko rozmowa, żeby przebić tę przezroczystą szybę lęku.

Wracałam autostradą do domu. Mój dotychczasowy stan euforii przemijał przesuwany  upalnym wiatrem… Obecnie zarządzało mną tornado  dzikiego zaniepokojenie.

Przypomniałam sobie, zupełnie bez przygotowania i jakiegokolwiek wstępu,

iż właśnie pędzę przez autostradę z prędkością 160 w porywach do 180 na godzinę, przecinając ścianę piekielnego upału z parą zimowych opon, których nie wymieniłam, a znajdowały się one na samym przodzie mojego auta…

To był ten moment, w którym nienawidziłam własnej głowy. Nie był to najlepszy czas na frustrację. Dokładnie przed sekundą zdołałam sobie wmówić, iż pozostaję piękną w porywach pięćdziesięcioletnią, a tym czasem borem lasem, przebiegła przez moją głowę czarna myśl.

Zastanawiałam się, dlaczego tak szybko kara się kierowców za przekroczenie prędkości ???

W moim przypadku lęk przed sankcją za myślenie zrobiłby niebywały porządek z moim czarnym widzeniem przyszłości. To, co kobietę ściąga szybko na dno realnej codzienności, to lęk przed pustką na koncie. Tymczasem moje bezczelne myśli tłoczyły się wokół tych przednich opon i słów znamiennych mojego niewysokiego mechanika, który stwierdzał, iż ta historia skończy się źle i skończy się źle…

Gdy już dojeżdżałam do Konina, poczułam falę zalewającego spokoju. Nie mając żadnych perspektywicznych planów związanych z moją wieczorową przyszłością, postanowiłam się urwać na randkę cmentarną. Chciałam odwiedzić Marcina, uśmiechnąć się do niego tym uśmiechem numer 196 w którym wystawię na światło dzienne moje jeszcze ciągle żywe i piękne uzębienie i oczywiście usta. Potruję mu trochę dupę na cmentarzu, odpalę znicz i wrócę do domu. Taki był plan początkowy.  Tankując auto w przydrożnej stacji paliw, zauważyłam, iż  Paweł zdążył się nagrać na mojego fona. Czekały na mnie trzy nie otwarte jeszcze wiadomości. Dzisiaj działał aktywniej niż dotychczas. Poniekąd fakt ten był dla mnie z gruntu niepokojący. Paweł nie często w porze dziennej szukał ze mną kontaktu.

Od czasu do czasu zastanawiałam się nawet, czy nie mam do czynienia z wampirem napalonym na moje zdrowe i gęste osocze ???

Spoglądałam na te wiadomości i plułam sobie w brodę za to, że tak pięknie wyglądam,  za fotki, które mu przesłałam, zaplułam się soczyście za niewymienione opony…

Myślenie ponownie wracało…

Oby to chuj na rogi wziął – wyszeptałam do siebie w aucie ordynarną przestrogę.  

Podnosząc dwa palce w niebo obiecałam sobie solennie, iż jutro zmienię obydwie.

Wierzyłam sobie na słowo… Dopiero po dłuższej chwili przekręciłam kluczyk. Dobrze wiedziałam, że powinnam już jechać, bo mi bramy cmentarne pozamykają.

Moja słaba wola pozostawała niezłomna. Bezczelnie naciskała na mnie:

 „ Na wszystko masz czas : Na wyjazdy, eskapady, na rower, pływalnie, jakiegoś tam Karola, a gdzie w tym wszystkim ja ??? Może jednak wywal mnie ze znajomych,

którymi nigdy pewnie nie zostaniemy??? ”

Upał nie sprzyjał myśleniu. Ja Agata myślałam powoli. Zaparkowałam przed bramą cmentarną i dopiero wtedy postanowiłam go wyciszyć …

 „ Paweł, uspokój się. Jesteś na dobrej drodze, żeby mnie wkurwić.

Porozmawiamy o nas wieczorem ”

Nie chciałam już myśleć o niczym. Stałam przed płytą cmentarną miłości mojego życia.

Za każdym razem, gdy się tutaj pojawiałam zastanawiałam się, w jakiej sytuacji go stawiam.

W gruncie rzeczy zawsze mogło być tak, że on nie chciał tych moich odwiedzin.

Umarłemu najtrudniej jest powiedzieć : Nie chcę Cię tutaj już widzieć…

Stawiałam nas w nietypowej sytuacji, a jego to już w ogóle w podbramkowej.

Pamiętam, jak jeszcze niedawno, gdy groziłam, że go wyrzucę ze swojego życia, on z tą szyderą na twarzy nie przestając się uśmiechać, mówił :

Mentalnie, to Cię Agatka nigdy nie opuszczę, mentalnie nigdy, pamiętaj!

Nie wiem dlaczego akurat teraz mi się to przypomniało. Odpalany znicz gasł już po raz setny…To chyba wtedy dopadła mnie ta myśl, że może to ja śpię i śnię o tym cmentarzu,

o tęsknocie i przeszłości, a on doznał przebudzenia i zostawił mnie, aby tam rozpocząć życie beze mnie…  Bezmyślnie wciskałam kolejną róże do wazonu, która ożywiała swoją świeżością trzy pozostałe. One nawet nie wyglądały na umierające …

- Zakochałam się Marcin – Wyszeptałam głosem, który teraz przemykał nad płaską płytą cmentarną z wygrawerowanymi danymi personalnymi z czasu,

kiedy jeszcze tutaj był i śnił sen o życiu ….

 

- Ty jesteś tam Marcin. Może nawet bliżej Boga niż myślisz. Ja nadal tutaj…

Pozwól mi kochać i żyć. Potrzebuję tego, aby normalnie funkcjonować. –

Czułam, jak drętwieją mi kolana, ale chciałam jeszcze przez chwilę tutaj pozostać. Odmówiłam wieczny odpoczynek za jego duszę i przysiadłam na pomniku, aby odtworzyć z telefonu utwór Dżem – u … Lubił ich słuchać. Wracaliśmy do tej kapeli i utworów z nieśmiertelnym przesłaniem bardzo często. Rydel i jego twórczość, chyba była jedyną,

której Marcin nie próbował krytykować. Poniekąd było to dziwne. Marcin miał dość przewrotny charakter. Bywało tak, że z premedytacją zarażał mnie fascynacją do wokalisty, aby później po dłuższym czasie przywalić mu krytyką. Tak było z Prince i „ Purple Rain”, kiedy przysłał mi link w nocy z adnotacją :

„ Ten deszcz jest, jak ty. Wiesz, że nie muszę Ci mówić, że za to Cię kocham ”  

Nie musiał. Kochałam go i zakochiwałam się w gitarowych uderzeniach Princa…

No i pewnego dnia, kiedy już wiedziałam, że ten książę jest, jak moja miłość do Marcina, wtedy nieoczekiwanie przy innym utworze Marcin wypalił :

„ Kurcze, jak on smęci. Agatka, czy my musimy tego słuchać. ”

Dzisiaj wiem, że to były symptomy ChaD. Tylko dzisiaj to sobie mogę posiedzieć na tej płycie cmentarnej i wizualizować, co może powiedzieć Marcin na utwór…

Puściłam mu Tash Sułtana – Jungle, którą przesłała mi niedługo po jego  pogrzebie, kuzynka Marcina – Anka. Dopisała mi później w wiadomości, że też jest ciekawa, co on ma do powiedzenia w kwestii tego talentu… Marcin był taki mądry inaczej, ale właśnie za to wszyscy bardzo go kochaliśmy. Potrafił się śmiać z siebie samego z otoczenia. Mnie znał. Wiedział, że mam pierdolca na własnym punkcie, więc starał się robić to tak, aby było zabawnie i zawsze mu się to udawało. Teraz też byłam pewna, że ma bekę z faktu, iż tak długo po nim rozpaczam. Gdy tylko to wpadło mi do głowy, poczęłam nerwowo rozglądać się wkoło, czy czasem nie zobaczę go za tym iglakiem rozbawionego, z tym jego rogalem na twarzy. Nigdzie na niego nie natrafiłam. Tego późnego popołudnia, powoli przechodzącego w wieczór milczeliśmy oboje, jak zaklęci… Opuszczałam go niechętnie.

W gruncie rzeczy doskonale zdawałam sobie sprawę, że od jego śmierci tkwię w próżni. Próbuję tylko żyć. Dziś dotarło do mnie, że nie chcę tego robić na próbę.

Na Boga pragnę : Kochać, podróżować, kłócić się z facetem, a rano czuć nieprzyjemny zapach z jego ust. Chcę się przytulać, tańczyć, chcę wiedzieć, że ktoś czeka na mój uśmiech.

Tymczasem pozostawałam zawieszona w próżni, jak kosmonauta bez zupełnego przygotowania.  Zdałam sobie sprawę, iż tylko od czasu do czasu udaje mi się skoczyć wyżej na tej trampolinie życia, symulując radość z niego.

Próby stawały się, jak nudna atrapa. Chciałam wreszcie prawdziwie egzystować.

Z tym nietypowym postanowieniem wsiadałam do samochodu, w którym z pełną premedytacją zostawiłam telefon. To mi pomagało zapomnieć o Pawle. Nasza znajomość stawała się czymś na wzór lewitacji. Im częściej moje myśli podróżowały w jego stronę, tym jego osoba aktywniej odpowiadała na niewypowiedziane słowa. Po raz pierwszy chyba, od czasu naszej nietypowej znajomości zaczynałam się zastanawiać nad znaczeniem słowa :

„ PRZEZNACZENIE „ Dzisiaj też nie potrzebowałam nic pisać.

Wystarczyło, że o nim pomyślałam, a on już wiedział, o czym szumią wierzby w kniei:

 „ To nie jest tak, że będę naginał Cię do bycia ze mną. Byłoby to nienormalne.

Bardzo NIENORMALNE, pewnie bardziej niż myślisz. Lubię Ciebie. Zaufaj mi.

Od nas zależy wszystko. Nie chcę niczego więcej od Ciebie, jak tylko przyjaźni.”.

Zamyśliłam się potężnie. To co się działo, było jak magia. Przemieszczałam się nieśpiesznie. Właściwie to wyjechałam z pierwszego ronda. Nie czułam parcia na przyszłość. Stwierdziłam nawet w tym idiotycznym zachwycie, że fajnie tak być sobie i teraz i …

Pierwsze światła, tatamtatam , drugie światła i trzecie i jestem tutaj i nigdzie się nie śpieszę…

Mam czas, chyba śpiewam i w tym momencie słyszę pierwszy huk, rzuca mi delikatnie samochód na prawą stronę, a za nim kolejny, to tylna opona uderza o krawężnik. Ręce mi się trzęsą, jak idiotce bez podania leków. Widzę tuż przy samochodzie lekko przygarbionego siedemdziesięciolatka. Coś do mnie mówi. Zdaję sobie sprawę, że pod nosem przeklinam. Szewc by się przy mnie teraz zawstydził. Widzę kolejne nagranie na moim telefonie.

Teraz się drę. Wyrzucam z siebie pieprzona frustrację :

„ Paweł, kurwa nie teraz. Miałam wypadek. Nie mam czasu na pieprzenie głupot. ”

Pan puka w szybę…

Komentarze

  1. dzisiaj w końcu skojarzyłem, co mnie tutaj ciągnie - ŻADEN facet nie byłby w stanie napisać takiego tekstu. i t nie jest kwestia talentu, tylko tego, że nieco inaczej ustawiamy priorytety, czy rozumienie zdarzeń. szukam autentyczności u Ciebie ją znajduję. za każdym razem, kiedy jestem, a bywam regularnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba komplement Oko
      Wydaje mi się, że czasami bywam aż za.nadto prawdziwa, co nie każdemu może sie podobać, ale dzięki Bogu nie kolekcjonuje przyjaźni, znaczkow, ani puszek po piwie, za to lubie prawdziwych przyjaciół, a mam ich tak malo, że są prawdziwi🙂

      Usuń
  2. Lubię te Twoje teksty, są takie prawdziwe. :D Świetnie oddajesz emocje i myśli bohaterki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję. Może to wynika z faktu że tę powieść pisze mi się tak niebywałe lekko. Mam spory dystans do siebie , własnej osoby, bo jestem kupą wad i to chyba wtłoczyłam Agacie, która też jak większość z nas składa się z ułomności...
    Mów mi Bogini, Bogini upadku, powie w którymś z rozdziałów Agata🥰

    OdpowiedzUsuń
  4. Ocho, jakbym słu=yszłam moich przyjaciół. Też sa na etapie "gdzie w tym wszystkim jestem ja?".

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się że poczułas się jak u SIEBIE ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Achhh, te Twoje porównania.... Nigdy bym takich nie wymyśliła... Autentyczna jesteś Texo :) Buziak zostawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to czytać Pola
      Nie przepadam za hipokryzją

      Usuń
  7. Sto lat, szaleństwa w oku, radości z życia i celnych jak brzytwa tekstów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Lena w imieniu bohaterki powieści🥰miło że zauważyłaś kochana

      Usuń
  8. Świetnie się Ciebie czyta <3 Takie prawdziwe,, za ach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję
      Cieszę się, że mogłam Ci przyjemność czas❤❤❤

      Usuń
  9. Sto lat zołza :) Czasem my patrząc w lustro nie widzimy tego co inny . Jak wyjątkowi jesteśmy . Lata lecą a człowiek ma tyle na ile się czuje .

    OdpowiedzUsuń
  10. O sto nie chce
    Pracuję z takimi ludźmi do pięćdziesiątki mi wystarczy
    Po setce można mieć kaca Venus🥰❤❤Miło Cię widzieć

    OdpowiedzUsuń
  11. to jest tak genialnie napisane, tak naturalnie że normalnie czuję się jak na najlepszej kumpeli na plotach:D

    OdpowiedzUsuń
  12. To ja bardzo chętnie spotkam się z Tobą na plotki, na kawę A wieczorem whisky🤗co Ty na to?

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetnie to zostało napisane :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dlatego ja na lustro powiesiłam sobie plakat mojego ulubionego wokalisty :D polecam. I nie trzeba potem tego lustra myć! Jak ja kocham tą Twoją burzę muzgów. Świetnie się czytało :D Nawet nie wiedziałam, że osocze może być gęste, albo rzadkie. :D Chociaż w sumie niewiele wiem na temat osocza... xd Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beatrycze padłam kochana, jak to przeczytałam.
      Wokaliści z mojego rocznika są upiorny i łysi.
      Bałabym się przylepic ich plakat na lustro
      Wiesz, ale Wodecki całkiem nieźle się prezentował do samej śmierci...
      Kurczę, nie wiem co lepsze


      Na osocza masz czas, Bo Ty młodziutka jesteś, takie babiszony to muszą już coś o osocza wiedzieć🤣🤣

      Usuń
  15. moje komentarze znowu się nie zapisują. Poddaję się. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olitario znowu nie opłaciłaś Internetu...
      Przeinwestowalas z tym kibelkiem kochana

      Usuń
  16. Piszesz tak lekko, prawdziwie. Aż człowieka ciągnie by do Ciebie zajrzeć i poczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo mnie przyjemnie Iwetta. Dziękuję za ciepłe słowa

      Usuń
  17. Genialnie piszesz i uwielbiam czytać Twoje opowiadania. Czekam aż wydasz książkę, bo naprawdę super czyta się tekst i masz świetny, wręcz niepowtarzalny styl pisania. I oczywiście wszystkiego najlepszego dla bohaterki, niech ma zawsze taki cięty język haha

    OdpowiedzUsuń
  18. Bohaterka z pewnością dziękuję, bo oprócz ciętego języka ma intuicje do ludzi i z pewnością już polubiła Klarę :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Makijaż permanentny to dochodowy interes musi być, bo wszystkie moje znajome zaczynają zakładać salony z permanentnym i hybrydami, i oczywiście chcą mnie u siebie widzieć. No to sobie poczekają :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

BOŻE CIAŁO

IDEALNIE NIEIDEALNA, CAŁA JA TADAM🙈

ŚLEPY ARCHEOLOG