NA ZAWSZE DOWIDZENIA
#
Pomyślałam, zresztą zawsze tak myślała o społeczności Fb, że stanowią
chyba jakąś kiepsko przystosowaną bandę baranów do warunków wiosennej Wigilii. Promienie grudniowego słońca tego
dnia przeciskały się przez niedosunięte rolety. Domyślałam się, że może
dochodzić godzina ósma rano, ale nie miałam jakoś ochoty podziwiać wschodu
słońca. Od poniedziałku, który miał miejsce w czerwcu, nienawidziłam
wszystkiego, co łączyło się z pobudką. Myślałam jedynie, aby przeżyć ten dzień,
tydzień i obudzić się w kolejnym roku. Błagałam w myślach przemijający czas,
aby przenosił mnie dalej i dalej. W taki oto magiczny sposób znalazłam się w
zimowej scenerii bez śniegu, za to z odgłosem nadchodzących wiadomości z
Messenger - a. Jakby tego było
mało dochodziły do mnie zewsząd dźwięki dzwonków niewidzialnych reniferów,
które musiały się przemieszczać w sąsiedztwie. Czułam się bez dwóch zdań,
jak schizofreniczka, pozbawiona leków. W jakiś przedziwny sposób
odpowiadał mi ten stan. Zawsze to lepiej pozostać idiotką, niż odgrywać
normalną w świecie, który wypełniali idioci.
Nie – o tym byłam przekonana, absolutnie i bezsprzecznie, nie miałam
ochoty się wyróżniać. Nie
stać mnie było na ten dziki performance w którym wysilała bym się na
odtworzenie roli PSEUDONORMALNEJ. Cierpiałam w ciszy własnych myśli.
Docierały do mnie dźwięki, które nie miały racji bytu. Nie miały, ponieważ
z pełną premedytacją wyłączyłam telefon, aby zapomnieć o świętach i tych
cholernych życzeniach. Nie chciałam czytać wiadomości pełnych obłudnych życzeń…
Miałam w tyle wszystkich. Nie rozumiałam świata i tych ludzi i nie
potrzebowałam, aby oni próbowali mnie zrozumieć. Wbrew zdrowemu rozsądkowi
docierały do mnie odgłosy dyndających dzwonków na kosmatych karkach reniferów.
Natura, nawet ona zmówiła się przeciwko mnie! Nakrywałam głowę poduszką,
aby po chwili stwierdzić, że w pokoju panuje głucha cisza przebijającego się
przez noc poranka.
Popadałam w stan totalnej rozsypki i odrętwienia. Trwało to z grubsza to
już od sześciu miesięcy. Nienawidziłam sekund, minut i każdego odliczania,
które przenosiło mnie z teraźniejszości do przyszłości. Zabić siebie nie
potrafiłam. Ktoś powinien zamordować czas. Nie chciałam już tak żyć…
Pozostawało we mnie żywe to pragnienie, aby przespać święta, aby nie myśleć i
obudzić się w kolejnych godzinach życia,
jakby tych tutaj nigdy nie było …
Bim, bom, bim, bom nie przestawały dzwonić w mojej głowie dzwonki z sań
świętego Mikołaja. Wyobraźni podpowiadała mi o jego stanie nietrzeźwości, bo
normalni Mikołaje nie pracują przecież na trzeźwo. Jak te renifery nie zatrzymają się wreszcie,
to brodacz postanowi nasrać w mój komin i wtedy znienawidzę go jeszcze
bardziej, a Świąt z całą pewnością już nie pokocham – bim, bom, bim, bom…
Nienawidzę Świąt!!!
Jako już „ Zaawansownie – Pierdolnięta” nie lubię życzeń, choinek,
rozebranych i ubranych Mikołajów, reniferów i Coca – Coli, nienawidzę hipokryzji
i świątecznego przytulania się w gronie rodzinnym. No nie nienawidzę i już!
Gdybym miała broń, albo chociaż przyjaciela, cichego najemnika afgańskiej
służby specjalnej, gdybym była w posiadaniu giwery, to pewnie bym strzelała do
każdego chowającego się za tymi życzeniami durnia. Nie posiadam broni, wyznaję piąte
przykazanie - nie zabijaj, pozostawało
mi więc jedynie wyłączyć telefon i czekać, aż minie ten czas, w którym już nikt
nie zaprasza bezdomnego pielgrzyma na gorącą strawę, w którym wszyscy łączą się
gromadnie w modlitwie do szefa o potężną premię świąteczną, która wypełni lukę
na koncie, w którym nikt nie potrafił się cieszyć ze zdrowia i nikt nie potrafi
współczuć samotnemu …
- Kurwa, chcę spać! – Usłyszałam swój głos. Trochę się przestraszyłam.
Gdy wywrzeszczałam własną frustrację, zdałam sobie sprawę, że nie jestem sama w
tym mieszkaniu. Mój syn spał za ścianą. Obiecywałam sobie nie przeklinać.
Niektórzy mają adwentowe obiecanki.
Powtórzyłam, głośniej, aby się przekonać, że to nadal mój głos :
- Nie przeklinamy Agatka, nie przeklinamy tak soczyście… -
Coś mnie podkusiło, sama nie wiem,
co, ale Trzej Królowie to nie byli, bo termin nie ten… Załączyłam telefon.
Wiadomości odbijały się, jak echo jedna od drugiej.
Kolejne odbiły się moim wkurwem, który zupełnie niepotrzebnie rozbujał
moją rękę, powodując tym samym wyrzucenie telefonu w daleką przestrzeń.
Na moment oniemiałam, odliczając w myślach odbijający się o ławę telefon
:
Raz, dwa, trzy … - Przeżył… Gdybym grała w statki, krzyknęłabym:
- Spalony, nie zatopiony!-
To był pierwszy świąteczny cud…
Żałowałam tego, że bałam się żyć, że bałam się śmierci, że nie zawisłam
na kablu razem z Marcinem. Żałowałam, że tak długo żyłam. Gdyby mnie tutaj nie
było, nie czułabym dzisiaj tego smutku i rozgoryczenia. Wbrew ogólnie panującej
atmosferze radości i podniosłości, mnie dopadał smutek i nieprzyjemne
rozdrażnienie.
Cholera, niech przestaną dzwonić, te dzwoneczki na karku włochatego
renifera, bo za moment oszaleję. W gruncie rzeczy, to mogłaby mnie chociaż
rozjechać, ta potężna ciężarówka z Coca- Co – lą i melodią ze znaczącymi coś tam
słowami :
„ Co raz bliżej święta”.
Żałowałam, że postanowiłam przyjechać do Polski na Święta. Od kilku
dobrych lat pracowałam już za granicą i w tym roku po raz pierwszy zrezygnowałam
z premii świątecznej. Pomyślałam, na co mi ona… Rodzina. Przyjechałam dla niej,
a czułam się jak jakaś cholerna sierota
i w dodatku płakałam, znowu płakałam. Czy widział ktoś tak obficie płaczącą
niewiastę ???
Przyjechałam, aby spędzić czas z synem, a tym czasem zawijałam się w
kołdrę aby przespać święta…
Od brutalnego odejścia Marcina z tego średnio normalnego świata, minęło
sześć miesięcy. Były za mną, a ja nadal nie ogarniałam teraźniejszości. Nie
potrafiłam funkcjonować, żyć, nie radziłam sobie z niczym i teraz najgorsze.
Ja Agata żyłam tylko pracą… Mając skończone 46 lat, można by więcej od
siebie wymagać. Nie potrafiłam…
Od tych pieprzonych sześciu miesięcy nie radziłam sobie z przebudzeniem,
wstawaniem, z banalnymi codziennymi czynnościami i nie radziłam sobie
absolutnie ze snem.
Wytykałam sobie w myślach, że osrana alkoholiczka ze mnie, bo jak nie
piję, to nie śpię, a jak piję to zasypiam na krótko. Odpadałam po wypiciu
trzech browarów.
To była taka kołysanka – sranka dla ubogich.
Rano, rano dźwigałam się do życia. Wsiadałam na rower i przejeżdżałam
około 30 kilometrów. Następnie zapinałam tego mojego rumaka w lesie i próbowałam
biegać. Tak tylko próbowałam. Pokonywałam jedynie sześć kilometrów, bo nikt o
zdrowych zmysłach nie pije, a potem próbuje biegać. Suma sumaru nie wychodziło
mi, ani bieganie, ani picie. Wszystko było do dupy, jak ten papier….
Zdałam sobie sprawę, że Ci co pragną żyć odchodzą nieoczekiwanie, a
pozostali męczą się z tą gastronomią codzienności. Rodzice sprowadzili mnie na
ten cholerny świat bez mojej zgody. Dzisiaj sądzili, że dorosła jestem.
Przecież im nie powiem, że coś we mnie krzyczy, że nie wiem co to znaczy dorosłość,
że boję się życia i myślę co zrobić, aby je przespać. Piję więc i śpię, a potem
… Zabijam się biegiem…
Zniesmaczona kolejną petardą, która rozświetlała niebo, wymuszając na
ulicznym kundlu poranne wycie, otworzyłam ponownie oczy. Zrobiłam to po to, aby
przeklinać dzień. Nienawidziłam
świąt!
Dzisiaj przypadł mi kolejnym wieczór z toczącej się egzystencji i kolejna
noc bez Marcina. Nie śnił mi się od dwóch miesięcy. Poza wszystkimi
przyziemnymi sprawami od dłuższego czasu absolutnie nie wychodził mi płacz. W
stanach totalnego odrętwienia, zastanawiałam się nawet, czy nie uległam
procesowi odwodnienia.
Sikam nadal, czyli tragedii nie ma. Tuż po tym, jak dotarła do mnie
wiadomość o odejściu z tego świata zachowywałam się irracjonalnie, Nie mogłam
płakać, słuchać muzyki też nie mogłam. Zapadałam się cała we wspomnienia i nie
potrafiłam się wydostać z dołu, który w ten sposób sobie kopałam i to dzień po
dniu.
Jeździłam każdego dnia na rowerze do lasu i wrzeszczałam do ich koron,
jak idiotka : Co ty wariacie nam zrobiłeś, co ty nam zrobiłeś ????!!!!!
To trwało dość długo po dwóch miesiącach zaczęłam tak płakać, że jak
zaczęłam, to skończyć nie mogłam… To był taki dziwny przełom w moich emocjach.
Ból po jego śmierci przemieszczał się powoli. Zajmował duszę, ramiona,
dotykał wspomnień i na końcu obezwładniał całe ciało. Ta próżnia, którą we mnie
pozostawił, była jak studnia… Nie mogłam nadal jej zakopać…
Ja sama stawałam się kamieniem, który spadał na jej dno. Leciałam powoli
i nic nie było w stanie mnie zatrzymać. Dzisiaj nie wiem, czy czegokolwiek
oczekiwałam od otoczenia. Może cudu, może mocnej dłoni, która zatrzymałaby mnie
i powoli podciągnęła do siebie. Pozostawałam w zawieszeniu..
Czy muszą tak ciągle przesyłać te życzenia, przypominając, że nadal żyję ???!!!
Żałowałam, że nie potrafiłam się zabić.
Wcześniej kochałam muzykę. Słuchaliśmy jej z Marcinem po nocach. Partie
pokera przerywaliśmy kolejnymi utworami. On zazwyczaj siadał mi w nogach, a ja
na wersalce. Oszukiwałam w karty, jak stary szuler, a on mi na to pozwalała…
Wygrywałam zawsze, a po wszystkim tańczyliśmy do rana…
Może dlatego tak boję się słuchać, ciągle na wszystko wydaje mi się za
wcześnie…
Bałam się skocznego Manu Chao, Depeche Mode i Kortezie. Stało się tak, że
przy muzyce umierała moja dusza… Odczuwałam jej cierpienie, gdy pragnęła wyjść
ze skóry, rozwiesić skórę na krześle i odejść w nieznane.
Istnieją szkoły Rodzenia, dlaczego nikt nie uczy nas UMIERANIA ???
Dzisiejszy poranek, jak wszystkie pozostałe od sześciu miesięcy, stawał
się dla mnie najdotkliwszym zmartwychwstaniem. Wszystko przez te:
Święta, Mikołaje, dzwonki sań, Coca – Cola, chlanie, kolędy i
życzenia.
- Oby was chuj na rogi wziął!- Wrzasnęłam, na odgłos kolejnej
nadchodzącej wiadomości, zapominając zupełnie, że pozostaję matką i oprócz tego
tytułu, to obiecałam sobie nie przeklinać. Docierało do mnie, gdy słyszałam te
kolędy, iż obudziłam się w najgorszym dniu z całego roku. Zaczynałam bać się
pijanego Mikołaja.
Co jeśli nie znajdzie restaurcji. Mieszkałam na samej górze. Jeżeli za
cel obierze sobie nasz komin to będzie z nami krucho w te święta.
Wtuliłam głowę w poduszkę, czując otulającą mnie fazę smutku
- Jak ja nienawidzę ludzi w święta!- Zaszlochałam. Dopiero gdy usłyszałam
skrzypnięcie drzwi obudziłam się z tej cholernej rozpaczy.
- Mamo co jest – Adam trącał moje ramię, jakbym już była trupem. Chyba
zrobiło mi się wstyd, że się tak głupia rozsypałam…
- Są święta mama, zapomniałaś????- Przecierałam piżamą zapłakaną twarz.
Najchętniej schowałabym się pod łóżko, ale przecież nie będę udawała psa,
którego i tak nie mieliśmy, bo wiecznie byłam w rozjazdach….
- Wszyscy wszystkim ślą życzenia
mamuś. Nie płacz, tylko zrób swojej niedojdzie kawusię – Moja dziewiętnastoletnia niedojda z potarganą blond czupryną kierowała się
do wyjścia, a ja, ja nie miałam już ochoty na łzy… Żyłam.
Mogła to być, albo kara,
albo jedyna szansa…
- Adasiu, mogę się tylko domyślać, iż sarkazm to tak po tatusiu w spadku
otrzymałeś ? –
- Poczucie humoru mamunia. – Synek zatrzymał się w drzwiach. Ostatnie
zdanie musiało należeć do niego. To akurat dostał z moich genów.
- To się tak nazywa. Oprócz tego, to jakbyś zapomniała, po tatusiu, to
jeszcze urodę dostałem – Nawet umarły nie wytrzymałby tego z powagą na twarzy.
Wystarczyło znać faceta, którego sto lat temu pokochałam i zestawić jego
dużą łysą głowę i żabi uśmiech ze znaczeniem słowa „ uroda ”, aby kulać się ze
śmiechu po dywanie do samego rana… No i ponownie działo się ze mną, to samo co
z psem Pawłowa, który ślinił się na kiełbasę, odruchem rzecz oczywista
bezwarunkowym. Ja tymczasem uległam takiemu rozbawieniu na wspomnienie
ślicznego pana Ex, że mało nie spadłam z wersalki. Adam stał jeszcze chwilę w
drzwiach, zastanawiając się pewnie, czy nie będzie zmuszony wzywać do
psychicznej matki karetki…
Nie miał pojęcia, że dzięki niemu zapominałam o:
Mikołajach, Świętach, dzwoneczkach - sreczkach, reniferach i
ŁosiachSuperKtosiach.
Dopiero sygnał kolejnej wiadomości przytargał moją świadomość do stanu
realności. Przypomniałam sobie, że nadal nienawidziła życzeń… Adaś spoglądał z
dziwnym zaciekawieniem na wyświetlacz mojego telefonu. Rogal , który rozpinał
się na jego twarzy, przypomniał mi o jego słowach dotyczących urody. Dopiero
teraz dostrzegłam, że uśmiecha się, jak jego tata…
- Mamuś, ktoś cię kocha i śle ci życzenia –
- Srocha nie kocha. - Prychnęłam zniesmaczona wyrywając z jego
rąk telefon…
- Nudzi się kolejny pajac w domu z do pary dobraną równie nudną żoną-
- Tak myślisz mamusiu – Za ten sarkazm to go kiedyś zabiję… Pomyślałam
tylko.
- Szpera taki w necie i wrażeń szuka. –
- Jak starszy Szperacz mamuś?-
- Nie kpij synu, jak matka ma wykład-
- Już będę cicho profesorze-
- Starzy ludzie po czterdziestce rodzą się ze zboczeniem nudy synu-
- Obym nie dożył takiego wieku – To wtedy dostrzegłam jego szyderczy uśmiech.
- Oddawaj mi ten telefon, bo jeszcze coś zobaczysz !!!- Wrzasnęłam
wyrywając z jego rąk, co moje…
- Niby co ??-
- Mężczyznom w średniej wieku odwala. –
- Poproszę przykład-
- No dobra – Adam usiadł zaciekawiony…
- Ale nie mów ojcu, że cię wtajemniczam, bo może mu się to nie spodobać.
–
- No, to teraz sam nie wiem, czy powinienem tego słuchać ?? -
- Wysyłają nagie fotki, wierząc, że są wciąż atrakcyjni,
jakby ich nudne życie opierało się tylko na sexie i wyglądzie –
- A tak nie jest ?-
- Chcesz mnie dobić. Mam 46 lat i wiem jak wyglądam –
- No tragedii nie ma, ale mogłabyś się jeszcze postarać – On kpił, a ja
po raz pierwszy z z zaciekawieniem otwierałam wiadomość. Ku swojemu zdziwieniu,
nie zawierała ona banalnych życzeń…. Nie zawierała niczego … Niczego, oprócz
maleńkiej gałązki z zielonego drzewa… Nie miałam pojęcia skąd ja znam tego
Pawła…
Dopiero po dłuższej chwili przypomniałam sobie ten dziwny epizod…
Nie pamiętam kiedy ostatnio, tak szeroko uśmiechałam się do wyświetlacz,
ale musiało to być bardzo dawno… Moje usta nie odwykły jeszcze od tego naturalnego
grymasu szczęścia…
„Śliczne fotki.”- Tak mi napisał cztery lata temu.
„ Cała jestem śliczna „
Zaintrygowana wlazłam na jego profil. W jego centrum straszyło artystyczne zdjęcie
kobiety, która mogła być jego partnerką. Pomyślałam sobie, że musi to być
bardzo dziwny gość, bo co to za facet, który ma sex w domu, a restauracji szuka
na mieście ???
Nie podobało mi się nic w tym facecie i chyba to zadziałało na tal.
Poczułam się przy nim tak trochę bezpiecznie.
„ Aż żałuję, że sprawdzić nie mogę
”-
Paweł się nie poddawał. Polubiłam to w nim od
razu.
„ O tak. Nawet ci bardzo współczuję. Jeszcze trochę i rozpłaczę się z
tego powodu ”
„ Masz cięty języczek „
„ Sprawdziłam jest cały. Nikt go mi nie przeciął.
Więdzidełka też nie odnotowałam”
No i dzisiaj czytając historię tej naszej korepondencji sprzed lat,
przypomniał mi się ten dziwnie zabawny incydent, którego bohaterką była moja
dobra znajoma – Maryla. Błagała go publicznie, aby nie wyrzucał jej ze
znajomych.
Sytuacja wydała mi się na tyle żenująca, że podzieliłam się swoim
spostrzeżeniem z kolejną koleżanką – Darią i nagle, ku własnemu zaskoczeniu zostałam
wyrzucona ze znajomych. To nieco archaiczne wspomnienia poprawiło mój grobowy
nastrój świąteczny… Paweł … Zabawny koleś – pomyślałam….
Z zamyślenia wyrwał mnie dorosły
głąb, który wydzierał się z drugiego pokoju…
- Mamo zostańmy w łóżkach, nie idźmy na tę Wigilię do dziadków-
- Zostajemy w łóżkach!- Wysiliłam się na jego poczucie humoru…
- Jesteś kochana –
- Żartowałam!- Uśmiechnęła się ponownie do wyświetlacza. Nie przypuszczałam,
ani wcześniej, ani później, iż ktoś zupełnie dla mnie nieznajomy, może tak
skutecznie poprawić mój zepsuty od sześciu miesięcy nastrój ...
Po co takiemu sex w domu, gdy szuka restauracji na mieście - znakomite. bardzo mi się podoba całość, ale ten fragment, to już kosmos.
OdpowiedzUsuńA święta... nadchodzą. ;)
OdpowiedzUsuńPodobno niektórzy wraz z wiekiem zatracają radość z nadchodzących świąt. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię życzeń od nieznajomych..
OdpowiedzUsuńNa fb można zmienić w ustawieniach i nie powiadamiać znajomych o tym, że ma się urodziny. Ja z tego skorzystałam - myślisz że ktoś pamiętał z tego towarzystwa? :D
OdpowiedzUsuńGdzieś mi się zapodziałaś przez ostatnie ... pół roku (?). Ale "mam Cię" znowu. :-)
OdpowiedzUsuńJak zwykle, świetny tekst.
Pozdrawiam serdecznie.
Mam to do siebie, że nie lubię jak ktoś tylko raz do roku się odezwie z życzeniami i to dlatego że widzi iż fb pokazuje że mam urodziny :/
OdpowiedzUsuńNo a święta tuż tuż he he :)
Powoli można zacząć nucić "coraz bliżej Święta" :D
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Realny i momentami zabawny jak i refleksyjny
OdpowiedzUsuńMiałam taki czas, gdy umknęła mi gdzieś magia świąt, a potem sobie uświadomiłam, że to wszystko zależy od naszego nastawienia.
OdpowiedzUsuńNie masz fb - nie istniejesz... ponoć.
OdpowiedzUsuńAle niespodziewane życzenia czasem jednak mogą być... przyjemną niespodzianką?
Pozdrawiam