Mój Prywatny Ćpun



XXX

- Wszystko się jeszcze ułoży – Usłyszał znajomy głos pielęgniarki. Ten sam, który zdążył polubić,

który za każdym razem wyciągał go z głębi siebie, gdy za bardzo się w nią zapadł. Nie miał pojęcia od jak dawna wyczekiwał na ten głos. Dzisiaj, jak zawsze nie bardzo miał ochotę na otwieranie oczu.

Nadal nie był przygotowany na oglądanie tego świata. Dusza go bolała. Nie przypuszczał….

Nie był przygotowany na takie doznania. Po zastrzyku ponownie odpływał.

Bezszelestnie zapadał się w siebie. Najważniejsze :Po raz pierwszy,

od bardzo długiego czasu nie potrzebował myśleć, wspominać, bić się z wyrzutami sumienia i tęsknotą. Głębia siebie, gdy zapadał się w niebyt, była nadspodziewanie przyjemna. To był dobry wstęp do odważnego skoku w siebie. Nie był przygotowany na rzeczywistość. Szloch, który dochodził z niedostępnej przestrzeni, wydobywał go na powierzchnię gównianego życia. Przecież nie tego chciał. Siła, której nie potrafił się przeciwstawić wypierała go w stronę jasności. Tak musiał wyglądać jego poród.

Pozostać w tej rozkoszy, w której czuł ciepło Kingi na sobie, nie wracać, śnić …

Oddalał od tej przyjemności niebezpiecznie szybko. Szloch przecinał taflę ciepła i spokoju. Dochodził skądś, dokąd zmierzało jego ja. Nie miał pojęcia do kogo on mógł należeć. Słyszał co raz wyraźniej zawodzenie, wiedział, że nie będzie już powrotu. Budził się wybijając na powierzchnię. Świat go oślepiał.

Dopiero teraz zorientował się, że on również płakał. Przez tą jasność i biel, która oślepiała, szybko powracał.

Przypominał sobie dni, tylko te ostatnie. Nadal przebywał w szpitalu. Po przeciwnej stronie leżała naga dziewczyna. Nie pamięta, czy wcześniej tutaj była. Jeżeli tak, to z pewnością miała na sobie kolorowe wdzianko, bo w tej nagości przykrytej białą płachtą, zupełnie jej nie kojarzył. Zwrócił by na nią uwagę, tego był pewien. Ludzie w ubraniach, wszyscy są tacy sami. Nagość odkrywa całą prawdę. Nadal wpatrywał się w obiekt. Był w takim stanie, że nie potrafił ukryć zachwytu. Obrazy w głowie nakładały się na siebie dynamicznie. Tworzyły wizualną kratkę. Białą fikcję cięła czarna realność. Wszystko zlewało mu się w jedną plamę. Tę dziewczynę zobaczył tuż po przebudzeniu - pierwszą. W gruncie rzeczy, zawsze to mogła być kolejna wizja, rodząca się w jego głowie. Boga mógł zobaczyć po tych końskich dawkach, które mu serwowali i nie odróżniłby prawdy od fikcji…

W ostatnim czasie nagie kobiety przychodziły do niego w snach. Bezpruderyjnie rozsiadały się w jego wizjach, nawet nie pytały, czy mogą. Lubił je … Zaczynał się z nimi oswajać. Jak już byli na ty, to się budził… Tym razem postanowił niczego nie spieprzyć… Nie powie jej cześć...

Czuł się onieśmielony wizją, tym bardziej, że dziewczyna bezsprzecznie przypominała mu Syrenkę z ilustracji, podziwianych w dziecięcych książeczkach z bajkami. Nagą syrenkę.

Może nie powinien na nią tak patrzyć? Po raz pierwszy tego dnia poczuł się, jak jakiś pieprzony pedofil !

Wszystko przez tę bliskość. Siedziała po przeciwnej stronie, na łóżku. Wrzeszczała.

Decybele uświadamiały go z każdą kolejną sekundą o realności epizodu, którego stał się niemym obserwatorem. Z pewnością była pełnoletnia. Pocieszał się nie przestając jej obserwować, zupełnie, jakby sam siebie rozgrzeszał. Przecież nie był jakimś tam zafajdanym zboczeńcem!!!

Dwie brzydkie pielęgniarki przytrzymywały ją z dwóch stron. Miały coś w sobie z hipopotamów.

Generalnie mógł się mylić. Dawno nie był w zoo.

Były duże i szpetne. Burzyły piękno estetycznego obrazka. Syrenki śpiewają. Ta wrzeszczała. Z pewnością nie śnił. Hipopotamy nie pasowały tutaj i już. W dodatku zasłaniały mu widok na Syrenkę. Nie pamięta, kiedy ostatni raz podziwiał piękno. Zamknął oczy. Pomyślała, że chyba nadal pozostaje naćpany ???

To wtedy zdał sobie sprawę, że dzieje się z nim coś z gruntu nienormalnego. Twarz miał nadal mokrą od łez. Dłonie straciły dawno czucie. Próbował. Bezskutecznie. Po przeciwnej stronie jego łóżka dantejskie sceny nabierały akustycznego wymiaru. Syrenka nie chciała sikać w podane jej narzędzie zbrodni.

Trafił do piekła. Te dwie szpetne w białych kitlach, nie mają pojęcia o empatii. Odnosił wrażenie, że trafił do świata, w którym wszystko sprowadzało się do sikania i zastrzyków.

Po nich nie czuł życia. Bez nich bolało jak skurwysyn. Było za wcześnie na dni bez znieczulenia.

Wbrew dopadającej go niemocy miał ochotę nawrzeszczeć na potwory, aby zostawiły piękno i spierdalały do rutyny. Tylko miał ochotę. Słowa utknęły. Zatkały przełyk. Wydobywał się z nich odgłos przypominający krztuszący się traktor… Usłyszał własny szloch i poczuł wkłucie. Odpływał w niebyt …

Nie przypuszczał, że będzie bolało. Wspomnienia zawsze raniły, mocniej niż ostry nóż...

Nienawidził ich. Nie miał ochoty na uczestnictwo w marszu boleści. Zatapiał się w bólu, jak w lawie piekła… Ambiwalentne uczucia rzucały go z bieguna pustki na wyżyny. Stamtąd spadał na dno. Szusował przerażony w pustce niepewności. Spadał jak kamień. Co z jego lękiem wysokości?

Nie będzie sobie odpowiadać na zadane pytania. To było by wariactwo. Zresztą nawet by nie zdążył.

Ból upadku, przypominał mu, że znalazł się w innym wymiarze. Skrajność przeżyć nie pozwalała na uporządkowanie. Powracało poczucie totalnej rozpierduchy, pustki i samotności. Granat podrzucony na dno jego duszy dokonywał spustoszenia. Eksplozja. Tylko on ją słyszał. Dzwoniło w uszach po wybuchu.

Z perspektywy opuszczonego dziecka oglądał świat, w którym kiedyś żył. Sam w przeogromnej piaskownicy. Zbyt dużo przestrzeni dla małej samotności. Przerażenie rosło powoli. Szukało ujścia.

Nie chciał być już sam, nie teraz, nie w tej za dużej pustce!

W dodatku trauma minionego czasu dobijała się boleśnie do dzisiaj. Dawno ją wyrzucił z domu. Zadzwoniłby, żeby ją zabrali, ale nie bardzo wiedział, kto zajmuje się przeszłością.

Zostawiali go. Wszyscy po kolei myziali, przytulali i …

Jak bezpańskiego psa, przywiązywali w lesie na krótkim sznurze, żeby zdechł przed powrotem do domu

i żeby nie zdążył się uwolnić w tym życiu.

Jak to się działo, że Ci, których kochał odchodzili bez biletu powrotnego ?

Kto był pierwszy? Czy jeszcze pamięta ??? Niepotrzebnie grzebie w tych pieprzonych wspomnieniach, niepotrzebnie się ich tyka. Dokopał się do trupa. Smród.

Fetor oddzielającego się ciała od duszy, gryzł nieprzyjemnie receptory wspomnień.

Był zbyt młody na dojrzałość, zbyt głupi na przemyślane decyzje, zbyt hardy aby wybaczyć.

Ojciec miał ciężką rękę. Myślał sobie wtedy, że przyjdzie taki czas, że chujowi jeszcze pokaże.

Gdy odszedł od matki na dobre, do tej cipy z sąsiedniej wsi, nie czuł niczego innego oprócz ulgi.

Chciał im wszystkim udowodnić, że pociągnie za frajera wszystko. Nie było go w domu, bo po ostatnim razie, jak ojciec do niego z łapami wyskoczył, to mu sprzedał sierpowego i spierdolił na wieś.

Spał u ciotki. Przychodził do domu, gdy jego nie było.

Za co dostawał ? Za niesubordynację, za pomysły za ukochanie tego czego nie powinien.

Amfetaminę już wtedy formował. Na wsi wołali za nim mały chemik. Z ojcem odeszły pieniądze.

Zawsze był przedsiębiorczy i pracowity, dlatego póki był z matką, to kasy nigdy nie brakowało.

Z jego odejściem matka też się zagrzebała. Wracała późno. Chyba wtedy polubiła te ucieczki z domu do pracy, do koleżanek i po szklanie. Nie pamięta, czy wracała nawalona. Naprawdę nie ma takich wspomnień. Nawet się jej nie dziwił, że żyła na gigancie. Życie ją przerastało. Potrzebowała odreagować.

Popadał wtedy w jakiś obsrany marazm. Sam siebie nie poznawał. Pasje umarły z planami.

Był wściekły na wszystko i na dzisiaj i na jutro, bo co z tego, że się obudził, ale po co i dlaczego. Wtedy chyba zaczął więcej niż zwykle brać. Wracał późno. Matki nigdy nie było. Tylko babcia. Zajmowała się gospodarstwem, zarządzała jak umiała i gotowała jak nikt, nawet matka tak nie potrafiła.

Dopiero teraz, gdy jej nie ma już tyle lat, zdał sobie sprawę, że ona również żyła w przeświadczeniu,

że coś bezpowrotnie pękło, a jak już rysa poszła, to już zawsze wszystko będzie przeciekać. Życia się nie poskleja. Dzisiaj wie, że była jak prorok ...

Za jednym podcięciem ojca, stracił matkę i siebie.

Osiemnastkę wyprawił sobie za zarobione z amfy grosze. Była taka huczna, jak całe jego życie.

Tuż po niej, zaraz na samym początku dorosłego życia, coś w nim gdzieś w środku, tam bardzo głęboko, coś w nim zaczęło umierać. W dodatku życiem rządziła gra. Jak się nie uśmiechasz, to cię nie ma. Jak nie rwiesz dupek, to cipa jesteś, jak nie cwaniakujesz - to umarłeś. Mała, za którą wtedy szalał, jego ukochana dupencja, zostawiła go z jakimś frajerem i rana na duszy poszła dalej. Paprała się jeszcze jakiś czas.

Nie miał nawet komu powiedzieć, że umiera.Przecież nie powie, że umiera .

Bura Suka – tak dał jej na imię. Miał Amfetaminę, mógł być każdym, kim chciał wtedy być. Naiwnie sądził, że tego chciejstwa na długo mu starczy, bo jak ma się te osiemnaście lat, to człowiek nie przypuszcza, że dożyje czterdziestki. Dożył. O zgrozo, nie miał pomysły, co zrobić z tym faktem. Nastąpiło to wszystko zbyt szybko. Kobiety … Kochał je wszystkie. Począwszy od ciotek, przez kuzynki – kochał kobiecość.

Najchętniej wszystkie by je spakował. Nie chciały się na to godzić. W dodatku amfa dawała mu to niecodzienne doznanie – to uczucie, że jesteś jak król przedmieścia, nieważne, że po wszystkim obsrany, ale jesteś. To się liczyło, ten najkrótszy w życiu moment …

Kinga … Wbrew zdrowemu rozsądkowi nie pojawiła się tak nagle. Przecież spotykali się wszyscy u jej brata, gdy jeszcze był z Małą…. Nietypowa przyjaźń. Dzisiaj myśli, że prawdziwa, jak ona.

Zrodziła się chyba właśnie wtedy, na naiwności i bez planów ...

Każde zejście po amfie, każdą depresję konsultował z nią, chyba raczej instynktownie.

Wystarczyło, aby na dobre zaczął zadamawiać się w czarnej dupie szukał jej w podświadomości.

Potem odbywali długie rozmowy telefoniczne, bez względu na porę dnia.

Pamięta, że nie było to takie proste. Zanim usłyszał jej musiał oczywiście odczekać jej pyskówki.

Od zawsze toczyła wojny z ojcem. Za każdym razem identycznie. Wpierw słyszał, jak stary przywoływał ją do telefonu. Nigdy nie robił problemów, przynajmniej nie jemu. Kiedyś nawet go obudził. Wyczuł to po jego tonie, ale nic… Śmiali się z Kingą, że gdyby wtedy poprosił o jej rękę, bez mrugnięcia okiem wyraził by zgodę. Młodzi byli. Na dobrą sprawę, nawet o tym nie myśleli. Rękę na pieniek nawet dzisiaj mógłby wyłożyć, że Kinga też tego nie chciała.

W tamtym czasie wszystko odbywało się po kablu, nawet rozmowy z przyjaciółką.

Kiedy zaczęli być blisko????

Dzisiaj odnosi wrażenie, że zawsze byli…

Pamięta, jak raz tylko, kiedy wrócili nad ranem z imprezy z jej bratem, wszedł do pokoju, w którym spali we troje : Ona i ich dwoje, a jej ojciec konkretnie mu zasugerował, że ma spać na podłodze.

Zakazał mu mu wyraźnie zbliżać się do przestrzeni graniczącej z wyrkiem Kingi. Przyjął to z godnością.

Kinga była też pierwszą, która się dowiedziała, że jego ojciec zmajstrował dzieciaka tej kochance u której zamieszkał. Po jego wyprowadzce próżnię wypełnił wujas alkoholik. Kochał go bardzo.

Niby pił, jak szewc, ale on w tamtym czasie odnosił wrażenie, że uczuciowo był mu bliższy od rodzonego ojca. Swoją rodzinę też kochał, ale opuścił ich, dla ich dobra.

Nie było dla niego ratunku. Chyba zresztą nie chciał się ratować. Zresztą po co. Życie czasami tak dociska, że lepiej zapić i poczekać na śmierć. Całkiem niedawno też tak myślał...

Czy ktoś ma pojęcie, jak boli dusza? Boli tak, jakbyś wyrzucił flaki na lewą stronę, a one same walczyłyby o przetrwanie powracając boleśnie do punktu wyjścia. Samotność i wspomnienie niekochania są zawsze, jak otwarta rana posypana solą. Dobrze wiedział, że szlocha. Nikt go nie uciszał….

Czuł się, jak w hipnozie, gdy patrzył na swój dom. Najpierw z daleka, a zaraz potem, jakby tam był…

Pomyślał wtedy, że to co mu zapodali jest lepsze od dragów.

Wyobraźnia kreowała miejsca do których tęsknił. Kochał wszystko, co wiązało się z Puzderkiem i domem rodzinnym. Ojciec? Nie… Już wtedy go nie było z nimi. Może przez to czuł się bezpieczny.

Po podwórku ganiał dziesięcioletni Jacek, za ich najwierniejszym przyjacielem, psem Aramisem.

Może jednak pies brata ścigał ??? Nie bardzo wierzył w to co oglądał…

W dodatku wszystko kończyło się na wysokości ogona. Trudno było dociec. Czuł, że usta układają mu się w banana. Zapatrzył się … Tak mocno się zapatrzył, że dopiero ten głos, tak bardzo znajomy, przywołujący go na obiad, oderwał go od sentymentalnego obrazka. Trzeci raz usłyszał własne imię. Obejrzał się zaskoczony. Nadal był podatny na smutek. Rozczulał się zbyt często... Teraz też. Dawno jej nie widział. Wyglądała, tak jak wtedy, gdy patrzył na nią, jako dzieciak… Siwe włosy splecione w warkocze, sięgały jej łopatek…

- Damianek, no co tak się gapisz kochane??? - Zapytała tak, jakby zawsze tu była, zawsze w jego głowie….

- Zupa śledziowa czeka.- Boż...Śledziowa… Aż zamlaskał. Wtedy, gdy się obrócił i spojrzał na Smroda, jakaś siła ucisnęła go w okolicach mostka. Ból był przyjemny, jak to uczucie. Tęsknił za najmłodszym, zawsze tęsknił… Łzy moczyły mu twarz. Nie potrafił przetrzeć twarzy.

Po tej chemii farmakologicznej stracił czucie w rękach. Została tylko dusza. Wolałby mieć tak, jak z ciałem. Pieprzona samotnia, ściągała go jak kamień na dno, na sam dół… Nie wypłynie. Nie teraz...

Tracił oddechu. Wracał tam, gdzie nie chciał być… Nienawidził jazdy na takim gazie w szczególności tyłem do kierunku jazdy. Od wrażeń chciało mu się rzygać. Świat wirował, jak oszalały…

Niech ktoś zatrzyma ten film…

Wspólnym mianownikiem dla tamtych czasów był koks, dilerka, narkotyki, zabawa, alkohol i koks i dużo pieniędzy. Zaczynał studia, zakochiwał się. Wierzył, że tak już będzie zawsze.

Poznał Karolinę. Przecież byli szczęśliwi. Gdyby nie… Już wtedy był jak bomba bez zapłonu.

Myślał, że to miłość po grób. Miał jeszcze jedną przywarę, która została mu do dzisiaj. Gdy tylko posiadał zbyt gruby portfel, natychmiast dzielił się własnym szczęściem. Po czasie okazywało się, że najlepiej wychodziło mu odchudzanie finansowe. Co miał to przewalił. Przynajmniej przyjaciół mu nie brakowało, ale tylko wtedy, gdy był przy dostatku. Wszyscy w tamtym czasie mówili mu, że ma to po starym. Tego akurat nie potrafił przyjąć jako komplementu. Przecież nadal go nienawidził.

Z nimi jakoś nie chciał się dzielić, a już najmniej, gdy rozgościł się we własnym gnieździe. Szkoda jednak, że tak szybko zapomniał o opiece nad najmłodszym. Matce brakowało na wszystko. Na komunię kupił młodemu kompa. Nie pamięta, kogo wtedy było stać na taki sprzęt. Po nocach sam się na nim zabawiał.

Realizował wtedy takie maleńkie projekty własnej projekcji – pierwsze gry, na któych śmigał po nocach. Miał marzenia … Wtedy jeszcze miał. Zapisał nimi cały kalendarz. Postanowił, że jeszcze tylko troszkę zarobi i rzuci to pieprzone dilowanie, które podobało mu się bardziej niż niebezpiecznie.

Jak już dorobił się tej beemki, to pomyślał, że jeszcze trochę pociągnie. Później, zrobił jak zaplanował.

Kazał się w dupę pocałować całej tej napuszonej elicie. Przyjął propozycję wuja, bo czuł już wtedy, że zarobi. Roznosiło go od środka. Wtedy czuł po raz pierwszy, że coś jest nie halo, ale brnął. Niosło go wyżej i wyżej. Czuł się nawet, jak Bóg. Zresztą nie spotkali się nigdy, tak twarzą w twarz, ale odnosił wrażenie, że Bóg powinien się czuć dokładnie tak, jak on wtedy…

Kasa się zgadzała, praca jeszcze bardziej, to pewnie dlatego czuł się tak, jak czuł…

Tak sobie wtedy tłumaczył. Dzisiaj wiedział, ale nie chciał się dzielić tą wiedza z nikim…


Komentarze

  1. Oto historia jak z samej góry łatwo spaść na samo dno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko pięknie, ale do czasu. Stąpanie po kruchym lodzie właśnie tak się kończy.

    OdpowiedzUsuń
  3. .. życie nie zawsze bywa proste, lekkie i przyjemne.. a zwłaszcza wtedy gdy się balansuje na krawędzi przepaści (między życiem a śmiercią), stąpając jak po ostrzu noża..
    ..wspaniale napisalaś (jak zawsze) .. świetny, sugestywny przekaz.. piszesz po prostu rewelacyjnie ❣️❣️❣️ 💙

    - pozdrawiam serdecznie :) :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha!!! Wczoraj odświerzaliśmy sobie ,,Trainspotting".
    Świetny tekst!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Łatwo spaść ze szczytu na sam dół...
    Narkotyki - oto co robią z ludźmi, i dlaczego należy się nigdy do nich zabierać...
    Pozdrawiam
    Lili

    OdpowiedzUsuń
  6. No niestety takie czasami bywa życie...
    A dzisiaj tak jakoś mało obrazkowo u Ciebie widzę :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Upadek boli.. zazwyczaj tak jest jeśli dostajemy coś od razu bez walki o to, poświęcenia i czasu to upadek boli trzykrotnie mocniej. Piękny i mocny test, jak zwykle zresztą! ☺

    OdpowiedzUsuń
  8. W trudnych rejonach się poruszasz. Białe szaleństwo, tylko śnieg mocno toksyczny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo życiowe, przynajmniej jak dla mnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. prawdziwe i do bólu wypisz wymaluj historia iście dająca do myślenia

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mój świat, nie moje wrażenia, nie moje doświadczenia... Straszna rzeczywistość, którą ludzie fundują sobie na własne życzenie. Nie rozumiem, po co i dlaczego, ale takich i podobnych historii jest wiele...
    Opowiadanie wspaniałe, a moja wrodzona empatia z łatwością pozwala mi się wczuć w rolę bohatera.

    OdpowiedzUsuń
  12. Smutna prawda.
    Rysunek na początku postu mnie rozwalil na łopatki ;d

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak zawsze prawdziwie, dosadnie, dając do myślenia. Tak w życiu jest, tak w życiu bywa, ludzi potrafią spotkać rozmaite historie i rozmaite historie piszą, często na własne życzenie. Świetny wpis. Naprawdę, piszesz rewelacyjnie!
    Pozdrawiam ciepło i dużo zdrówka ♡

    OdpowiedzUsuń
  14. Muszę przyznać, że ten wyjustowany tekst czytało mi się bardzo dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  15. To w czym szukamy ratunku zwykle jest naszą zgubą... alkohol i narkotyki. Przez chwilę jest dobrze a potem boli... Bardzo boli. Na moment udaje się uciec, a przynajmniej tak się wydaje że używki są zbawieniem. Utopia. Im bardziej człowiek w to brnie tym jest gorzej. Jeszcze gorzej przyznac się do tego że się ma problem i podjąć walkę z uzależnieniem. Piękny prawdziwy tekst Zołzunio Kochana. Brawo.

    OdpowiedzUsuń
  16. Mocny tekst, ale świat narkotyków to piekło.. To pozorna ucieczka, która zmienia nasz swiat w antyutopie. Prowadzi w dół ....

    OdpowiedzUsuń
  17. próba komentarza... raz...raz...dwa...raz

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo przekonująco napisane... wejść do umysłu i serca kogoś w takim stanie. Ciężko znaleźć odpowiednie słowa, ale to najlepiej świadczy o sile Twojego pióra.

    OdpowiedzUsuń
  19. Kochana Zołzo. Napisz proszę książkę. To opowiadanie tak mnie wciągnęło, że chcę jeszcze. Napisz i daj znać! Ja pierwsza będę stała w kolejce

    OdpowiedzUsuń
  20. Wow. To poruszająca historia, a do tego wciągająca. Uświadamia jakie zmiany niesie za sobą dilowanie. Czytając naprawdę się wkręciłąm.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Historia dająca do myślenia, czasem niestety zdarzają się takie sytuacje. Bardzo ciekawe opowiadanie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Świetnie napisana historia. Poruszyłaś bardzo trudny temat. Wciąż za mało osób zdaje sobie sprawę, jak niebezpieczna jest narkotykowa gra. W niej zawsze się przegrywa.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ty zawsze potrafisz poruszyć jakąś strunę w sercu i w głowie

    OdpowiedzUsuń
  24. Tak się dzieje, gdy w człowieku dużą wartością są pieniądze, niekoniecznie związane z rozwojem.

    OdpowiedzUsuń
  25. Wciągające opowiadanie, zżyłam się tak mocno z bohaterem, tak bardzo mu współczułam, mimo iż wiem, że trochę sam zawinił, chociaż też nie do końca. Chciałbym wiedzieć co dalej. Jest dla niego nadzieja?

    OdpowiedzUsuń
  26. Historia daje tak mocno do myślenia, że chce więcej takich historii czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Wolę książki i zieloną herbatę niż drugą opcję. :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Ten tekst to sarkazm skierowany do osób które improwizują czytanie♥️😂
    Rzecz w tym , aby czytać ze zrozumieniem

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

BOŻE CIAŁO

IDEALNIE NIEIDEALNA, CAŁA JA TADAM🙈

ŚLEPY ARCHEOLOG