LIST DO NIEBA
W
nocy obudził mnie krzyk Twojego milczenia. Był przerażający w
swoim wyrazie.
Dlatego
piszę ten list do Ciebie?
Gdy zaprzyjaźniłeś się z Judaszem,
który szybko stał się Twoim patronem, znienawidziłam Cię!
Uciekłeś w swoją wolność, a ja głupia po raz pierwszy w życiu, bo zostałam tutaj, kupiłam Ci kwiaty. Kto słyszał, żeby kobieta rozpieszczała mężczyznę różami???
Zapomniałeś, że obiecałeś wpić ze mną piwo i opowiedzieć o tym co było bez nas.
Zapomniałeś, że obiecałeś wpić ze mną piwo i opowiedzieć o tym co było bez nas.
Chyba byłam
zazdrosna. Tak. Byłam…
O Judasza....
Myślałam
o nowym życiu i Judaszu, który zabrał Cię w podróż bez biletu powrotnego.
Zawsze
lubiłeś wyzwania.
Szkoda,
że nie pomyślałeś o bólu.
Matce Twojej mało serce nie pękło,
a dzieciom….
Zostawiłeś
im próżnię… Przeciągi są niebezpieczne.
I kto Twoją córkę zabierze na randkę co tej cukierni na rogu?
Dla niej byłeś najważniejszy.
Facet jej życia...
A Ty wybrałeś Judasza...
Wiesz, zaprzyjaźniłam się ze spokojem.
Nie,
nie mamy romansu.
Pomógł mi przetrwać, żeby nie zwariować, bez
Twoich sms – ów, telefonów
i słownych utarczek. Pomógł mi
przeczekać ten czas, bez Twojego głosu.
Nadal
go słyszę :
U
– SPO – KÓJ SIĘ!
Nie
panikuję. Najważniejsze, że nie cierpisz.
Chyba
tak jest?
W
nocy tylko budzi mnie brak Twoich słów. Stawiałeś zdania bez
kropek, potwierdzając je filmami na DISCOVERY i tezą mądrości
wykluczającą moje zdanie.
Byłeś
muzyką.
Słyszałeś
ją całym sobą.
Gdy
wracam do brzmień, to albo słyszę Twój spokój, albo lęk, albo przypomina się Twój ból życia.
Słyszałeś
ją całym sobą.
Gdy
wracam do brzmień, to albo słyszę Twój spokój, albo lęk, albo przypomina się Twój ból życia.
Czasami płaczę.
To z tęsknoty za Twoją pyskatą
naturą.
Nie
potrafię wypełnić tej niszy po twoim milczeniu. Może jest na to zbyt wcześnie...
Chyba
uwierzyłeś mi, że naprawdę chciałam dla Ciebie jak najlepiej?
Jeżeli
tak nie jest, to bardzo proszę wybacz mi, że muszę żyć w ciszy
wyrzutów sumienia. Budzą
mnie najczęściej nocą i myślę, chcę wierzyć, że po raz
pierwszy w tym, tamtym życiu nie potrzebujesz mojej pomocy. Są
ciężkie, bardziej niż bardzo.
Obciążają
mnie tak mocno, że aż bolą. Pozwalam im zacumować w moim żołądku.
Kotwica
robi dziurę w sercu.
Wolność.
Kiedyś uciekałeś. Dzisiaj już nie musisz. Nie potrzebujesz mojej
pomocy.
Wierzę, że grasz na gitarze i rozśmieszasz Pana
Boga swoim dystansem.
Pan
Bóg lubi się śmiać.
Ja
już nie płaczę...
.. wspaniale napisałaś.. cudna muza..cholernie 'ciężki' temat.. ..pomilczę..
OdpowiedzUsuńNie wiem, co mam napisać, brak mi słów...
OdpowiedzUsuńPrzytulam:)
Ja tez pomilczę... słuchając ZAZ...
OdpowiedzUsuńPiękno jest w tym dramacie...
OdpowiedzUsuńDaje do myślenia - super napisane ^^ Piękna muzyka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
Moje komentarze znikają u ciebie czasami. Tym razem nie wiem, co napisać. Buziaki.
OdpowiedzUsuńciekawe nuty :)
OdpowiedzUsuńŁadne. I pocieszające na sam koniec.
OdpowiedzUsuńw rękach wesołego Boga smutki chyba gasną.
OdpowiedzUsuńLubię Zaz :)
OdpowiedzUsuń:( Zołzuniu, trzymaj się!
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze od czasu do czasu płaczę ....
OdpowiedzUsuń